26 kwi 2014

Sztuka polska na OFF Contemporary Art Fair


Od wczoraj w Brukseli trwają targi sztuki OFF Contemporary Art Fair.

Targi to szczególne wydarzenie. Na wczorajszym wernisażu były tłumy. Kolekcjonerzy, marszandzi, artyści. Publiczność, dla której takie wydarzenia jak to, są prawdziwym świętem sztuki. Okazją do zobaczenia w jednym miejscu i w jednym czasie setek projektów, dzieł, artystów. Przegląd, konfrontacja. Czas odkryć. Czas poszerzania horyzontów.

Przy tej okazji postanowiliśmy pokazać kilku polskich artystów.

Współcześnie w sumie nie ma potrzeby o mówieniu o sztuce polskiej, włoskiej czy francuskiej. Oczywiście, że istnieją pewne "narodowe" wyróżniki, ale sztuka staje się szczególnie uniwersalna.

My* jednak zdecydowaliśmy się odrobinę na przekór na prezentację pod wspólnym hasłem "polska sztuka". Polska sztuka od wielu dekad doświadcza ( coraz mniejszego) deficytu obecności w świecie.

Pojawiają się nowe awangardy. Artyści młodego pokolenia często nie znają granic. Nowa generacja nie musi już podpisywać się swoją narodowością. Świat należy do nich. Tak się dzieje w przypadku młodych artystów urodzonych w latach 80., 90.

Postanowiliśmy pokazać m.in. artystów, którzy w swojej pracy bywali mocno zdeterminowani "geografią" i "czasem". Artystów, na których biografiach historia zostawiła mocny ślad. Artystów, którzy w świecie odnieśli na przestrzeni lat ogromny sukces. Pokazujemy prace Magdaleny Abakanowicz, Edwarda Dwurnika, Eugeniusza Markowskiego, Józefa Szajny, Leszka Rózgi, Romana Opałki. Pokolenie herosów sztuki polskiej. W tym także niejednokrotnie ludzi o niebywałych biografiach. Ludzi, których życie i sztuka prawdziwie się przenikają. W których życie jest odpowiedzią na sztukę i vice versa. To artyści, którzy pokazywali swoje prace na Biennale w Wenecji, na Documenta w Kassel, na Biennale w Sao Paolo. Świat sztuki ich pamięta.

Są pokoleniem świadków i komentatorów. Ich sztuka mówi także sporo o czasach, w których przyszło im tworzyć.
Lekcja sztuki, lekcja historii.





OFF Contemporary Art Fair 2014
25-28 kwietnia 2014, Bruksela
www.galeriemontdesarts.com


Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury. 

17 kwi 2014

Przerwany sen w Ogrójcu


22 kwietnia 1468 roku krakowski malarz Mikołaj Haberschrack zobowiązał się kontraktem do namalowania w ciągu zaledwie kilku miesięcy poliptyku do kościoła augustianów w podkrakowskim Kazimierzu.

Współcześnie w krakowskim Muzeum Narodowym, w Pałacu Erazma Ciołka zachowanych jest 13 (i pół*) kwater z tego dawnego ołtarza głównego z augustiańskiego kościoła.

To jeden z pierwszych znanych małopolskich poliptyków. Nie dość że pierwszy, to wyjątkowo piękny.

Jedna z najpiękniejszych scen poliptyku augustiańskiego jest nokturnem.

Pod gwieździstym niebem modlącemu się Chrystusowi towarzyszą uczniowie- Piotr, Jakub i Jan. Niecierpliwi. Niewytrwali.
Dla uczniów to scena snu. W czynach ich zapał zgasł tego wieczoru szybciej. Po prostu "duch ochoczy, ale ciało słabe", jak pisze ewangelista Marek. Bohaterowie są zmęczeni. Jacy oni ludzcy. Śpią na siedząco, na kamieniach. Duch bardzo ochoczy musiał być. Ciało bardzo słabe.

Dla Jezusa to czas medytacji. Czas rozmowy w Bogiem. Pytania czy da radę. A nawet prośby o oddalenie "tego kielicha", o czym pisze ewangelista.

Tymczasem "ten kielich" chyba nieprzypadkowo ustawiony jest u Haberschracka w centrum kompozycji, na skale pomiędzy modlącym się Jezusem, a tłumem zagęszczonym w górze sceny. W ciemne niebo wyrasta las ostrych lanc.


Za wiklinowymi przepierzeniami, u góry już czai się następny rozdział tej historii. Jest tłumnie i nerwowo. Jak przed filmowym klapsem, statyści czekają. Zaraz wszystko będzie działo się bardzo szybko.

Judasz już wskazuje palcem. Rzymscy żołnierze zwierają szeregi, żeby pojmać wskazanego. Może będzie uciekał, może będzie walczył? Niewiele wiedzą. Niewiele rozumieją. Robią swoje.

Najpierw ten pocałunek.
Potem poruszenie i harmider.

Zaraz zatopionych w cichym letargu uczniów obudzą nagłe okrzyki. Judasz pewnie będzie uciekał ze wzrokiem. Zerwany ze snu Piotr uderzy ściskanym w dłoni mieczem w głowę Malchosa, ucinając mu ucho.

Tylko Jezus zachowa się tak, jakby nadal się modlił. Pokornie i bez protestu.

Piękna scena cichej nocy, którą przerwie nagłe wydarzenie. Jak przed 33 laty, kiedy ta historia Jezusa zaczynała się w betlejemskiej szopce pod równie jasnymi gwiazdami.

Piękna scena przerwanego snu w Ogrójcu. Tak dużo w niej o człowieku.

Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury.

8 kwi 2014

Ponowne narodziny Wenus


8 kwietnia 1820 na wyspie Melos na Cykladach pracujący w polu niedaleko współczesnej wioski Tripiti rolnik znalazł fragmenty rzeźby z jasnego, paryjskiego marmuru.

Rzeźba przedstawiała półnagą kobietę. Twarz zwrócona w bok, sylwetka w kontrapoście, noga lekko zgięta. Szata opadająca z bioder oddawała dokładnie linię kobiecego ciała. Pierwotnie w dłoni najpewniej jabłko.

Afrodyta z kamienia sprzed ponad 2000 lat.

Kupił ją przedstawiciel francuskiego ambasadora. Zanim Afrodyta trafiła do Francji i zaczęto nazywać ją Wenus, statek, na którym płynęła roztrzaskał się na skałach.

Raz już wyjęto ją z ziemi, potem jeszcze wyłowiono ją z lazurowych wód morza Egejskiego.

Ponowne narodziny Wenus.

Wyglądała wtedy jak teraz, w Luwrze. Zachwycające, kruche piękno. Bez rąk, niedoskonała, ale i tak uznawana jest za najwspanialszą rzeźbę wszech czasów.

Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury.

Rafael Santi


6 kwietnia 1520 roku przypadał Wielki Piątek. Tego dnia w swoim domu, po dniu spędzonym w malignie zmarł młody, uwielbiany malarz Rafael Santi.

Rafaello urodził się także w Wielki Piątek, być może także 6 kwietnia, zaledwie 37 lat wcześniej. Jak pisał Vasari, przyszedł na świat o 3 w nocy, w domu malarza Giovanniego i córki kupca, Marii. W przepięknym, zawieszonym na skale wśród gór włoskim Urbino.

W 1520 roku, po śmierci malarza w pracowni Rafaela został podobno obraz, który można uznać za jeden z najpiękniejszych kobiecych portretów w historii malarstwa. La Fornarina - portret Marguerity Luti.

Marguerita była córką piekarza, rzymskiego fornaio z ubogiej dzielnicy Trastevere. Musiała być wyjątkowa. Zachwyciła księcia malarzy, dystyngowanego i bardzo cenionego Rafaela. Artystę z dworów możnych, malarza ze stanz papieskich. Ciemnooka Marguerita, dziewczyna z ludu.

Taki portret musiał wymagać dużo odwagi. Fornarina jest naga. Jej piersi nie zasłania muślinowa woalka. Jej policzki są różowe. Oczy błyszczące. Dłonie zmysłowo ułożone. Nie ma wątpliwości, jakie uczucia ich łączą. Malarz w tle umieścił krzew mirtu, rośliny poświęconej bogini miłości, Wenus. Ten portret to hymn dla miłości.

Fornarina jest piękna i młoda. Prawdopodobnie bardzo zakochana w zdolnym i uwielbianym malarzu. Może nieśmiała, a może prowokująca. I trawiona chorobą. Na jej piersi rozpoznać podobno można znaki guza.

To dyskretny, cichy znak, który lekko narusza tę intymną atmosferę na obrazie. Drobiazg, który burzy grę zmysłów między malarzem i jego modelką.

Znak przemijania, cień rzucony na piękno.

To jednak okazało się wieczne. Dziś można spojrzeć w twarz Fornariny w Palazzo Barberini w Rzymie. W jasnej sali. Bez tłumów. W muzealnej ciszy.

Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury

2 kwi 2014

Watykan, 2 kwietnia 2005

2 kwietnia.
To już 9. rocznica śmierci Jana Pawła II.
Minęło wiele lat- ale wciąż dobrze pamiętam ten wiosenny dzień.
Zwłaszcza dlatego, że byłam wtedy w Rzymie.
I tak jak wiele osób- bardzo te wydarzenia przeżywałam.
Dziś wracam do do tamtych chwil.



Watykan, 2 kwietnia 2005
Rzym, wiosna w rozkwicie. Drugi dzień kwietnia. Przyjechałam wczoraj wieczorem. Miał to być weekend w Wiecznym Mieście- spotkanie ze znajomymi, spacery, obecność w Watykanie.  Kolejny raz syndromem Stendhala zareagowałam na wystawność barokowych kościołów, znów zachwyciłam się marmurem Panteonu, posłuchałam gwaru przy Fontanna di Trevi. Spacerowałam wąskimi ulicami wśród spalonych słońcem murów.W głębi serca jednak myśl o Papieżu była najważniejsza. 

Piję kawę, czytam La Repubblica. Moi sąsiedzi, gdy widzą o czym czytam, ze zrozumieniem i smutkiem kiwają głowami. Barista zagaduje: sei Polacca? I ze smutkiem spogląda na zdjęcie pochylonego Papieża. Wymieniamy kilka słów. W gazecie kalendarium życia. Dziennikarze, eksperci, znawcy Watykanu i kardiolodzy już spinają czasową klamrą biografię Karola Wojtyły, coraz bardziej precyzyjną datą wyznaczają kres Jego życia. Wszystkie gazety piszą o tym jak bardzo Papież jest już słaby.

Jestem prawie rówieśniczką pontyfikatu, papież Jan Paweł II był zawsze kiedy ja byłam, niemożliwe, że w pewnym momencie Jego nie będzie. Wyobrażam sobie, że w niedzielę stanę na Placu Świętego Piotra i razem ze zgromadzonym tłumem będę uczestniczyć w tym, co media później określą nowym cudem Jana Pawła II:  papież stanie w trzecim od lewej oknie, nad purpurą aksamitu, uśmiechnie się bez słów rozgrzewając swoim ciepłem wszystkich. Ktoś z boku powie: „ach ten Papież, znowu z nas zażartował, znowu pokonał chorobę, znów nas zaskoczył…”

Myślę, że wrócę taka sama jak wyjechałam dwa dni temu z Polski.

Gdy idę via della Conciliazione, mijam jak w peletonie dziesiątki kamerzystów. Las kamer piętrzy się na zamknięciu arterii w kierunku owalu Placu Świętego Piotra. Przychodzi szybka myśl:  ci wszyscy dziennikarze, wyjątkowo skupieni, przybyli tu po to, by przekazać światu wiadomość. Tę wiadomość, która była najbardziej niedopuszczalna,  zupełnie niewyobrażalna. Odruchowo zakrywam oczy ciemnymi okularami, bo czuję, jak łzy napływają do oczu. Co się ze mną dzieje? Podbiega do mnie młoda Włoszka, wystawia do mnie mikrofon, zza kamery nawet nie widać kamerzysty. „Cosa senti?-Co czujesz”, pyta, „Jak myślisz, jak się czuje Papież?”, indaguje. Próbuję złapać powietrze, chcę odpowiedzieć. Kapituluję wobec dławiącego płaczu, teraz już czuję jak łzy płyną po policzkach. Dziewczyna powtarza swoje pytanie, trochę agresywnie: „Co czujesz”! Co czuję? Nie wiem… Poddaję się. Bez słowa odchodzę. Ktoś mnie obejmuje. Po chwili  kolumnada Berniniego wita mnie otwartymi ramionami. Tu panuje skupienie, cisza,  a może harmonijny szept tłumu.

Siadam na kamiennych posadzkach– wokół pielgrzymi, Rzymianie i podróżnicy. Niektórzy się modlą, inni śpiewają, jeszcze inni rozglądają dookoła.

Czas mija, niemierzony.

Wieczorem cały plac zapełnia się grupami wyciszonych Rzymian.

Dziwne, jak blisko siebie są dwa światy. Dzieli je rzeka. Przejście przez most na Tybrze, z gwarnego Rzymu do Stolicy Apostolskiej jest przejściem do innej rzeczywistości. Rzym zdawał się żyć swoim rytmem, nieuważny na rozgrywające się wydarzenia…Po przejściu przez most, nad wodą cichą jak Styks,  panuje wszechogarniający spokój, medytacja i wyciszenie, mimo obecności  wielotysięcznego tłumu. Słyszę słowa modlitw, widzę oczy wpatrzone w światło dwóch okien apartamentów papieskich. Wszyscy w spokoju czekają na to, co ma się wydarzyć. Czy i to zostało gdzieś zapisane i musi się wypełnić, właśnie dzisiaj?

Nie zapomnę chwili, w której wszyscy obecni na placu przyjmują słowa Kardynała Sodano. Słowa miękkie jak dotknięcie Anioła. Reakcje są  spontaniczne – ręce same składają się do modlitwy. Rozbrzmiewają oklaski- są one czymś zupełnie naturalnym, sposobem, w jaki tysięczny tłum na placu chciał jeszcze raz- ostatni -  dać się usłyszeć Janowi Pawłowi II. Niektórzy klękali, ja bez poczucia czasu pozostałam w zamyśleniu i bezruchu. Rozbrzmiały dzwony Bazyliki. Ktoś w tłumie niósł prosto od druku L`Osservatore Romano, z okładką, która nie pozostawiała złudzeń.

Papież Jan Paweł II  odszedł.

Czy już wtedy usłyszałam: SANTO SUBITO? A może po prostu odczułam, jak świętość musnęła nas wszystkich 2 kwietnia 2005 o godzinie 21.37?

[z 2006 r.]

Justyna Napiórkowska