29 lis 2011

Andrzejki



Dziś - Andrzejki, wigilia dnia świętego Andrzeja! Czas ustawiać buty, czas lać wosk ;-) 
Zapraszam do lektury mojego krótkiego tekstu o Andrzejkach w Polsce i okolicach, w  Zwierciadle :-) 

Andrzejki przeżywają renesans. Są jak zachowany relikt z przeszłości  w dobie horoskopów i randek aranżowanych przez internet. We współczesnej wersji, okraszone poczuciem humoru, stały się po prostu dobrą okazją do spotkań towarzyskich. Pamiętam z pewnych Andrzejek liściki ukryte w ciastku, z tekstem, że „już wkrótce facebook wskaże, kim wybraniec się okaże”. Bo przecież, jak mówi staropolskie przysłowie „na świętego Andrzeja błyska pannom nadzieja”!
(...)
W Polsce lano wosk, sprawdzając potem figury, których cienie pojawiły się na ścianie. Do andrzejkowej klasyki należy oczywiście ustawianie butów  panieńskich, żeby sprawdzić „której but na progu stanie -pierwsza panna na wydanie”. Dziewczyny dawały się skubać gąsiorom i sprawdzały z której strony zaszczeka pies, żeby wiedzieć która pierwsza osiągnie radość zamążpójścia i skąd nadejdzie kandydat.


Cały artykuł- tutaj

PS Jak myślicie- co jest na zdjęciu? :-)


Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

12 lis 2011

Moje serce zostało w Sienie


Jestem w podróży, w Gdańsku. Przedwczoraj otwieraliśmy wystawę Marka Okrassy, wczoraj korzystałam z cudownego dnia, najpierw pocztówkowo słonecznego, potem z niebem rozjaśnionym tarczą księżyca. Było zimno, ale zjawiskowo! Dziś planuję zobaczyć wystawę Malczewskich w Muzeum Narodowym. Potem pociąg, tam 7 (!) godzin jesiennych widoków (tylko w przerwach od intensywnej pracy nad kulturalnymi projektami europejskimi - pociąg temu sprzyja, daje skupienie i rygor) i stolica!

Z Warszawy dostałam rano telefon, z dobrą informacją, żebym zajrzała do Gazety Wyborczej. Tam, w dodatku Turystyka przypominam sobie, gdzie zgubiłam serce ;-) A więc moje serce zostało w Sienie.
"Moje serce zostało w..." to cykl, w którym różne osoby opowiadają o swoich miejscach, o miejscach, gdzie postanowiły rozmienić się na drobne i bez straty dla całości pozostawić małą cząstkę siebie. Zazwyczaj zabierając przy tym dużo dla siebie- wspomnienia, wrażenia, zapachy, myśli! Zapraszam Was w krótką podróż na szpaltach Gazety i tu, na blogu: podróżować będziemy do moich ukochanych miejsc- do Sieny, do Czarnolasu, do Neapolu, do Florencji, do Brukseli :-)
Serdecznie Was pozdrawiam!

A oto całe "Serce", z sobotniej Gazety Wyborczej:
SERCE ZOSTAŁO... w Sienie. Toskanię poznałam w czasie studiów na Uniwersytecie Florenckim. Przez czas nauki tam czułam się wciąż jak w podróży. Jak powiedział poeta- byłam na kolanach u źródła- studiowałam tam między innymi historię sztuki. Postanowiłam sobie każdego roku wracać do Włoch, do Florencji, do Viareggio, do Rzymu. Nie zwiedzam, ale chłonę atmosferę miast i miasteczek, czekam aż niepytane odsłonią przede mną swoje tajemnice. Poznaję wtedy artystyczną Luccę, Rzym poetów i San Miniato pasjonatów trufli.

Niezapomniany dzień miał miejsce, gdy obudziłam się rano w hostelu we Florencji. Dotarłam tam późną nocą. Rano okazało się, że mieści się w budynku dawnej biblioteki medycejskiej, stropy są pokryte barwną polichromią, a pod dachem latają jaskółki. Pomyślałam wówczas, że jestem we właściwym miejscu. Dzień zainaugurowałam oglądaniem fresków Masaccia w pobliskim kościele Santa Maria del Carmine.

Ciekawe jest tam to, że do przeszłości Włosi mają szacunek, ale traktują ją jako coś zupełnie naturalnego. Poznałam rodziny, które pokazywały mi swoje drzewa genealogiczne do czasów renesansu. Na ścianach ich domów eksponowano między innymi rysunki Michała Anioła, a w ich piwnicy leżakowało wino sprzed pół wieku!

Dojechałem tam pociągiem z Warszawy przez Wiedeń. Ach, te powolne podróże, pozwalają poczuć, że jest się w drodze dokądś, można doświadczyć zmieniającego się pejzażu, a przede wszystkim – zebrać myśli!

Najlepsze wakacje spędziłam jako dziecko w Czarnolesie, w domu mojej babci. Wokół był ogród, w pobliżu dworek Jana Kochanowskiego, a pod opieką dziadka- pasieka. Były wyprawy do lasu, budowanie szałasów, zbieranie malin i rowerowe przejażdżki do Kazimierza Dolnego. Nic nie zastąpi wakacji blisko natury, z kochaną rodziną!

W Polsce lubię to, że często możemy tu dać się zaskoczyć. Jest tu tyle do odkrycia! Tak wiele osób z niesamowitą inicjatywą tworzy rzeczy wspaniałe. Na przykład plantacje winorośli koło Janowca! Tyle tu niebywałych zabytków, niekiedy zadziwiających, jak kościół na planie trójkąta w Struży na Lubelszczyźnie. Co jeszcze lubię w Polce? Kocham Tatry!

Podróżuję czasem z bliską osobą, niekiedy sama, rzadziej z grupą. Najczęściej w podróży mam potrzebę od razu dzielić się wrażeniami. Dlatego prowadzę bloga!

Mój ulubiony hotel... Raczej kwatera u góralki, w Zakopanem. Mam taki ulubiony pokoik w stylu zakopiańskim, w stuletnim domu z trzeszczącą podłogą. Wykrochmalona, pachnąca pościel, szmer potoku za oknem i rześkie górskie powietrze i perspektywa przepysznego śniadania - w Zakopanem to standard!

Niebo w gębie poczułam w...Neapolu, w ciepły, letni wieczór, gdy ukoronowaniem kolacji było najlepsze na świecie tiramisu. Słodycze na południu Włoch są niedoścignione!

Na wyprawę zawsze zabieram...mały, brązowy notatnik. Pozwala mi zatrzymywać ulotne myśli, wrażenia, inspiracje. A potem sam dla mnie staje się lekturą, czytam go zastanawiając się, czy to wszystko co w nim zanotowałam wydarzyło się naprawdę!

Nigdy więcej nie powrócę na lotnisko w New Delhi. Indie zrobiły na mnie ogromne wrażenie, byłam zauroczona ich kolorami, smakami, kulturą, ale lotnisko było dla mnie jak przedsionek piekła. Od razu czułam się tam nieswojo. Potem było już tylko lepiej, do tego stopnia, że uczestniczyłam nawet w hinduskim weselu w strugach monsunowego deszczu!

Wkrótce będę w drodze do...Brukseli. To teraz moje drugie miasto, otwieram tam galerię sztuki na Mont des Arts, w sąsiedztwie królewskich zbiorów muzealnych i ulicy, przy której mieszkał Bruegel. W Brukseli mam swoje ulubione miejsca- na przykład kultowe bistro A la mort subite- nigdzie indziej nie ma takiej atmosfery, która sprawia, że goście siedzący obok po chwili stają się znajomymi!

Wymarzony cel podróży: Marzę o zobaczeniu Anghor Wat, miejsca, gdzie cywilizacja walczy z naturą. Cudowne świątynie, na ziemi wcześniej odebranej dżungli potem znów przez dżunglę przejętej. Teraz są tam wspaniałe zabytki w sąsiedztwie dzikiej przyrody, a wszystko pod patronatem UNESCO.

A tu kilka podróży do moich miejsc na blogu, zapraszam na spacer po ulicach Rzymu, Florencji i Krakowa!:

Rzym
Florencja
Czarnolas
Bruksela
Znowu Rzym
I Kraków, koniecznie!
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

11 lis 2011

Marek Okrassa- malarstwo

Marek Okrassa czyli pasja malowania

Niedawno, gdy przygotowywaliśmy nagranie dotyczące współczesnej sztuki polskiej dla francuskiej telewizji, po raz pierwszy usłyszałam od zaproszonego do programu Marka Okrassy jego zawodową maksymę. To słowa, które powiedział mu jego ojciec, gdy przyszły artysta zastanawiał się nad wyborem studiów. Usłyszał, że zawód malarza -jak każdy inny- obok powołania i pasji wymaga poświęcenia i pracy.

Ale przecież zawód malarza jest trochę inny. Jest zatopiony w jakimś marzeniu, sięga świata nierealnego, daje poczucie czerpania od życia i rzeczywistości więcej.

Podczas telewizyjnego nagrania stworzyliśmy szczególną scenografię, oddającą atmosferę pracowni malarza. Artysta, czyste płótno, a wokół niego –otoczenie z wcześniejszych obrazów. Wszystko po to, żeby w tę rzeczywistość z obrazów zanurzyć się bardziej, nie zostawiając okna na świat wypełnić przestrzeń autorskim myśleniem. Tworzy własną rzeczywistość, kompletną, pełną. Przewrotną. Czy nie do tego dążyli wielcy malarze?


Marek Okrassa jest malarskim iluzjonistą. Malarska śmiałość i determinacja pozwalają mu grać z konwencją, igrać z dosłownością, prowokować, a potem prowokację zmieniać w żart. Korzysta ze swobody warsztatowej, dzięki której jak tłumacz symultaniczny potrafi każdą myśl przełożyć na inny język malarski. Nie czyni tego jednak automatycznie, lecz twórczo. Na płótnach prowadzi dialog z malarską tradycją, sięga do swoich mistrzów, nawiązuje do malarskiego dziedzictwa. W ogrodzie skojarzeń szuka swojej drogi, z dystansem i dyscypliną wędrowcy idącego z daleka- i wiedzącego dokąd zmierza. Chociaż w miejscu, do którego dąży jeszcze nigdy nie był.   

Artysta czerpie inspiracje z codzienności, z rzeczywistości. Z otoczenia i z wyłuskiwanego z niego podziwu. To pradawne źródło sztuki, rodzącej się z zachwytu pięknem. I w szacunku do piękna pozostające. 

Obrazy Marka Okrassy dialogują z przeszłością, ale i ze sobą nawzajem. Pozwalają się odczytywać w kontekście innych prac. Są jak barwne kamyki układające się w imponującą mozaikę. Nie są zatem przypadkowe, należą do jakiegoś konteksktu. Znów- kolejne obrazy prowadzą malarza pewną drogą. Często jest to droga nieznana, droga eksperymentu i poszukiwań. Jednak malarz wybiera się w nią zaopatrzony w mapę i opowieści innych wędrowców, bo Marek Okrassa pozostaje w szacunku dla historii malarstwa.  


W języku francuskim istnieje słowo, które w moim odczuciu trudno przetłumaczyć na język polski. Agréable. Słownikowo oznacza po prostu „miły”, „przyjemny”. Powiemy „c`est agréable” gdy dosięgnie nas przyjemny promień wiosennego słońca w Ogrodach Luksemburskich, albo gdy latem na rozgrzanej plaży powietrzem poruszy chłodna, morska bryza. Nie pomieści tego znaczenia ani słowo „ miłe”, ani „przyjemne”, nawet gdy wzmocnimy je o „dobroczynne” i „dogodne”.  W słowie agréable mieści się więcej, jakieś całościowe poczucie radości podszytej szczęściem. To słowo, użyte w wymianie zdań pozwala powiedzieć, że jest nam szczególnie dobrze. Właśnie ten moment, ułamek sekundy, gdy chciałoby się powiedzieć „c`est agréable” próbuje uchwycić w swoich obrazach Marek Okrassa. To moment ulotny i niezdefiniowany. Ale taki, w którym mieści się więcej niż to, co widać.

Marek Okrassa wiąże w swoich obrazach to co oczywiste i dosłowne z tym co nieuchwytne, niezdefiniowane. Między tymi dwoma rzeczywistościami rozgrywa pewną grę dla rozbudzonych zmysłów. Ale grę tę prowadzi w białych rękawiczkach, zgodnie z konwencją,  jak sędzia w meczu polo, gdzie choć wokół dużo emocji, to trzeba uważnie śledzić każdy ruch malletów i trajektorię piłki.

W malarstwie Marka Okrassy pomysły rodzą się jakby z atmosfery leniwego popołudnia. Z jakiegoś stanu ospałości przechodzi się w stan kreatywności, jak dziecko spędzające wakacje w domu na wsi, jak Briony z powieści McEwana, czy jak Alicja z opowieści Lewisa Carrolla. Z lenistwa rodzą się pomysły, koncepty, żarty. Sytuacje poważne przeobrażają się w farsy. Ich sceneria staje się sceną teatru, ich bohaterowie- jeżdżą na łyżwach. 
A reżyseruje nimi artysta o wielkim talencie!


Justyna Napiórkowska
Tekst pochodzi z katalogu wystawy 

Marek Okrassa
Notowania nudy
wystawa malarstwa, 
PGS, Sopot

Obrazy Marka Okrassy w Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej 


PS Nagranie, o którym mowa emitowane będzie w programie France24- International News France24 - International News,  12 listopada, 13.10 i 21:10 oraz 13 listopada: 09:10. Zapraszamy!


Notatki na marginesie 
11 listopada
Daleka podróż (sic!), znów zmieniony krajobraz.  Jestem w Sopocie, oddycham chłodniejszym niż w Warszawie,morskim powietrzem, przyglądam się jesieni w tutejszym wydaniu i uczestniczę w ekspansji kulturowej rogali świętomarcińskich z Poznania: dotarły tutaj! Święto Niepodległości mam pracowite, ale mam nadzieję na chwilę spaceru po molo :-)
PS Był spacer po molo i po plaży. Była piękna uroczystość z okazji 11 listopada. Ciesze się, że widziałam na żywo sopocką, a nie warszawską wersję Święta Niepodległości. Tu było z szacunkiem dla przeszłości. Kameralnie, z powagą.  

31 października
Urodził się kolejny obywatel ziemi- jest nas 7 miliardów!

29 października
Jesień, już zdefiniowana. Zbliżają się Zaduszki. Wyciszenie. Refleksja. Wspomnienia, którym dobrze służy aura.  Czytam biografię Boscha. Czasem przerywam lekturą "Gorzkiej chwały" Richarda M. Watta. Muszę kupić korespondencję Miłosza i Iwaszkiewicza.  

19-20 października
Jestem na Europejskim Forum Kultury. W ogrodzie pełnym inspiracji i pomysłów!





Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

6 lis 2011

Alina Szapocznikow

Pewnie macie za sobą, jak ja, pełen jesiennych spacerów weekend. Zbierałam dziś siły, przede mną bardziej niż zwykle pracowite dni, a po nich znów tydzień, gdy więcej niż zwykle podróży.

Było pięknie, złoto, rdzawie,  ale w powietrzu można już poczuć, że zima jest nieunikniona ;-). Dla mnie to taki czas w roku, kiedy muszę popatrzeć sobie na las, powdychać zimne powietrze, pozbierać liście, a  potem posłuchać muzyki Nigela Kennedy`ego ( np tu : http://www.youtube.com/watch?v=1UPlyQow2rI&feature=related ). Jesień. Coś się kończy, coś mija. Na naszych oczach się przemienia.  Można eksplorować pokłady nostalgii, które w sobie mamy. Mierzyć się z czasem, który mija inaczej, odkąd dni są takie krótkie. Czekać aż szron ozdobi okna, i znów będzie inaczej, pięknie inaczej.  Jesiennie pozdrawiam!

Przesyłam Wam link do tekstu o wystawie, którą widziałam jakiś czas temu w Brukseli.
Chodzi o ekspozycję Aliny Szapocznikow w Wiels. Też trochę o przemijaniu. Dobrej lektury.

Zwierciadło


Alina Szapocznikow w Brukseli
Dwa piętra wystawy – to jakby dwa życia Aliny. Pierwsze – jest wprowadzeniem, historią młodości i poszukiwań.  Drugie – świadectwem dojrzałości i lekcją przemijania. To dwa piętra, które w wybitnych działach ilustrują podstępny związek Erosa i Thanatosa. Związek,  który rozwijał się w życiu i działach Aliny Szapocznikow.(...)

Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

1 lis 2011

1, 2 listopada



1 i 2 listopada. Dni spoglądania w przeszłość. Czas powracania na poprzednią kartę w czytanej od zawsze powieści. Czas smutku, bardziej lub mniej oswojonego. 


Wczoraj zajrzałam na bloga Ani, która walcząc ze śmiertelną chorobą formę walki znalazła w pisaniu. Pisała bardzo osobiście, tworząc od niechcenia gęstą sieć przyjaźni i życzliwości. W lutym byłyśmy laureatkami konkursu Blog Roku. Ania zdobyła wyróżnienie główne. Na zawsze zapamiętam jej radość i wzruszenie, objawione tamtego wieczoru na scenie.  Na początku lata przypadkiem spotkałam Anię na kursie portugalskiego. Miała tyle entuzjazmu! Wczoraj na blogu były już tylko zapiski jej męża. Ania odeszła w połowie października. Pozostała pamięć, to o czym sama chciała mówić.  


Za oknem mam złote drzewa. Liście czasem spadają, czasem w podmuchu wiatru wznoszą się do nieba. 
Dni refleksji, w jesiennej aurze.
Paradoksalnie te dni przemijają najczęściej w szczególnym pośpiechu...
Życzę chwili refleksji, wspomnień, ale i pięknych i mądrych wniosków, lekcji od tych, którzy odeszli i uwagi dla tych, którzy są. Tego nam chyba brakuje. Te Święta Zmarłych mogą przecież tak dużo nauczyć żyjących. 


PS
W Zwierciadle ukazał się mój tekst o tradycjach w podejściu do śmierci; fragment - poniżej. Zapraszam Was do lektury. 


(...)Najpierw przez cztery dni biły wszystkie dzwony. Świat w zasięgu ich dźwięku musiał się dowiedzieć, że oto odszedł ktoś wielki. Wyobraźcie sobie potem mroczne wnętrze kościoła, w którym w ciemności rozświetlonej tylko światłem z witraży i świec trwa skupiony tłum. W pewnym momencie głośno otwierają się wrota kościoła,  po posadzce dudni tętent koński, a do ołtarza zbliża się jeździec na białym koniu. Po chwili widać jego twarz – okazuje się, że jest to postać do złudzenia przypominająca zmarłego. Trwają uroczystości pogrzebowe, pompa funebris. (...) 
Należało żyć godnie, a  umierać wystawnie.(...)
Zwierciadlo.pl
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com