29 paź 2011

Burundi

W samolocie, na wysokości 10 tysięcy metrów poznałam niezwykłą osobę. Takie spotkania pamięta się długo.  Pani Dominika wracała po nocnym locie z Afryki, ale mimo tego była pełna energii i entuzjazmu. Wracała z Burundi, kraju, gdzie najłatwiej byłoby załamać ręce, ale nie ma na to czasu, bo trzeba działać. Na przykład pracując, jak Pani Dominika w tamtejszym szpitalu.

Co to za kraj? Jest jak trójkąt między Rwandą i Tanzanią, opleciony także wodami jeziora Tanganika. Kraj tysiąca wzgórz, ale nie z tysiąca i jednej nocy. Raczej tysiąca problemów, jak mówią o nim mieszkańcy. Jego prezydent na zdjęciu wygląda trochę jak zawodowy piłkarz, wikipedia pokazuje go w dresie. Szeroka twarz. Mocne rysy. Typowy Hutu. Inny niż przedstawiciele Tutsi, plemiona ludzi dystyngowanych, wysokich, pełnych niezwykłej gracji.
Tutejsze ziemie są także splamione krwią z okrutnych wydarzeń w Rwandzie,a większość ludzi nosi w sobie jakąś tragiczną historię, jakieś sieroctwo, jakąś traumę. To zadziwiające, że na zdjęciach pojawiają się roześmiane twarze.

Pani Dominika wracała z maleńkiej miejscowości Gatara, położonej w interiorze, chyba 1600 metrów nad poziomem morza. O temperaturach niższych o kilkanaście stopni od stolicy kraju, Bujumbura, gdzie panuje czterdziestostopniowy upał. W szkole w Gatara uczy się ponad tysiąc dzieci. Wiele z nich jest sierotami. Większość ma po kilkoro rodzeństwa. W spotkaniu z Panią Dominiką zadziwiały się wszystkim, co z nią przyjechało- długopisami, słodyczami, zeszytami! Dzieci w kraju, w którym odebrane jest dzieciństwo, w dorosłość wkracza się w niemowlęctwie.

Burundi. Dzisiaj jest to jeden z najbiedniejszych krajów na świecie. Kraj geograficznie na wzgórzach, ale emocjonalnie położony w czeluściach beznadziei. Pomoc potrzebna jest tam od zaraz.

Pomyślałam, że może będziecie chcieli w niej uczestniczyć, w niewielki ,ale skuteczny sposób. Wysłać sms, na numer 72032, z dopiskiem Misje. Koszt- 2 zł netto!

Foto : www.ekai.pl 
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

24 paź 2011

Ostia Antica

Chwilę po Europejskim Forum Kultury w Brukseli ( a tam - setki świetnych pomysłów, rozmów, spotkań. Między innymi z byłym dyrektorem Rijksmuseum, panem Janem Willemen Sieburgh, tym odpowiedzialnym za fenomenalny pomysł otwarcia stałej ekspozycji na lotnisku Schipol, szefową działu edukacji w Luwrze, profesorem Pier Luigi Sacco z Mediolanu, który przekonał nas, że kultura to także ekologia, i wieloma innymi osobami, które dowiodły, że kultura to filar gospodarki): krótko mówiąc- moc inspiracji.

Zaraz potem (a właściwie po wieczornej przygodzie z zagarniętym przez kogoś kluczem*, po przygodzie, w której Bruksela pokazała mi, że nie jest tylko i wyłącznie przyjaznym miastem!) znalazłam się w Rzymie.

Leciałam z Ryanairem, pobudka o czwartej rano, taksówka z panem Hassanem, który wiózł mnie jak bohater filmu "Taxi", w ostatnim momencie zastawiając drogę autobusowi, który już odjeżdżał na lotnisko Charleroi), samolot o 6, a już o 8 rano- cały Rzym pode mną! Dokładnie tak! Ryanair ląduje na Ciampino, blisko Rzymu, a lecąc z północy zatacza fantastyczny krąg nad miastem. Kolumnada Berniniego, kopuły kościołów, Colosseum z góry! To nie było dane nawet rzymskim cesarzom!

Spacer w Rzymie. Nie miałam za dużo czasu, wybrałam się na Campo di Fiori. Był sobotni poranek, dzień, gdy Campo jest prawdziwym placem targowym, pełnym kolorów, zapachów, okrzyków i Rzymian! Jeśli mieszkałabym w  Rzymie, to chodziłabym tu na zakupy, do kina ( chyba Farnesina, pokazuje tylko dobre filmy!) i na gorącą czekoladę do jednej z  kawiarenek, której w sobotę nie udało mi się odnaleźć, skrytej za szpalerem straganów z owocami!

Po południu wyjechałam do Ostii Antichi, pod Rzym. Kilka dni temu byla tytaj wielka, niszczycielska ulewa, dzisiaj jest już piękne słońce, powtórka z późnego lata.

Spacer po ruinach antycznego miasta, wśród piniowego parku. Zastanawiałam się co takiego jest w piniach i cyprysach, dlaczego mają w sobie tyle kojących wzrok właściwości...Cyprysy z Umbrii i Toskanii, ustawione rzędami, pną się po wzgórzach. Pod niebem Lazio za to setki potężnych pinii. Nigdy nie zapomnę pewnego spaceru w Asyżu, aleja cyprysów, w oszałamiającym zapachu, wśród koncertu świerszczy! Jeśli cyprysy są (jak powiedział chyba Goethe) jak pnące się do Boga modlitwy, to pinie są według mnie drzewami, na których opiera się niebo nad Rzymem! Kto wie, może to pinie, z ich rozłożystymi koronami zainspirowaly artystów do wypełniania tutejszych sklepień freskami?

Ostia Antica, niegdyś miasto portowe,  położone u ujścia Tybru bylo wielkim, bogatym magazynem dla Rzymu. Bogaciła się gromadząc zboża dla całego Wiecznego Miasta. Choć pozostały tu tylko ruiny, powinni je zobaczyć wszyscy współcześni urbaniści! Antyczna lekcja tego, czym powinno być miasto dla jego mieszkańców i przyjezdnych.
Byłam w teatrze, pod otwartym niebem, sprzed  2000 lat; widziałam termy z mozaikami, które przetrwały właściwie niezmienione do dziś (tepidarium i frigidarium o mozaikowych posadzkach z motywami Neptuna, nimf i morskich stworzeń, a ponad tym taras- antyczne solarium, gdzie można było zażywać kąpieli słonecznych), plac zwycięstwa, dawne palestry i nimfea, ślady antycznych fontann, do których czyste, chłodne wody płynęły sprawnym systemem akweduktów.
Miasto wybudowane z inspiracji i wiedzy z całego ówczesnego świata, z pieknych, terakotowych cegielek, z trawertynu, ale i z marmurow sprowadzanych z greckich wysp Paros i Naksos. A wokół- las piniowy!

Dzis wracam do Rzymu, mam dwa spotkania, ale i czas dla miasta!

Miłego dnia!



*Niepowołana ręka sięgnęła w niepowołany sposób po klucz znajdujący się przez chwilę zamętu w zamku, po czym jej właściciel zniknął, dosłownie rozpłynął się w wyćwiczony i sobie tylko znany sposób w mrokach miasta. Spowodowało to serie intensywnych wydarzeń, z pogranicza 007 i drobnych prac ślusarskich,. w gorączce brukselskiego wieczoru i w otoczeniu przedwcześnie zamykanych sklepów budowlanych :-)
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

15 paź 2011

Dolina książek


Spacerowałam wczoraj warszawskim Nowym Światem. Byłam między jednym spotkaniem a drugim, w umiarkowanym pośpiechu, ciesząc się Warszawą wokół. Lubię tak spacerować jesienią, na ulicach tańczą liście, niebo stalowe, ja otulona w ciepłe szale.

Na Nowym Świecie, nomen omen, najszybciej widać jak zmienia się świat. Nowy Świat to przegląd społeczny, almanach trendów i reliktów współczesności.

Księgarnia. Weszłam z założeniem, że będę ćwiczyć wolę.  Przejrzę nowości, ale nic nie kupię, nie dzisiaj. Powiem krótko- słaby plan, a ja najsłabsze w nim ogniwo. Trafiłam na wyjątkowo ambitnego sprzedawcę. Księgarz w dwóch fachowych pytaniach poznał moje zainteresowania, zlustrował słabości i ruszył z kalejdoskopem propozycji. Powinnam go rozpoznać, racjonalnie analizując winnam dostrzec pod maską niewinnej twarzy szatański zamysł wodzenia mnie na pokuszenie. Ale nie, ja już byłam w magicznej książkowej aurze, w znieczuleniu książkowym prozakiem. Sprzedawca nie miał trudnego zadania. Musicie wiedzieć, że książki są moją pasją. Nie wiem, co to jest : czy zapach, czy też magia słów w tytule, może magnetyzm autorów i faktura papieru albo po prostu obietnica, która tkwi w każdej nowej książce. Takie jest rozpoznanie tej słabości, zdiagnozowanej, a nieleczonej! Ujawniającej się od Paryża po Moskwę, u bukinistów nad Sekwaną, w antykwariatach z przeszklonych galerii handlowych Brukseli. Nawet u ulicznego sprzedawcy używanych książek w Jaipurze!

Księgarz z Nowego Światu nie poddawał się, proponując mi nowości...które już miałam. Entuzjazm na jego twarzy gasł tylko na chwilę, po momencie rozświetlając się nowym blaskiem. Nie chciałam go już bardziej rozczarowywać, gdy wyciągał jak króliczka z rękawa to przewodnik po Umbrii, to korespondencję Miłosza, to potężne dwutomowe malarstwo renesansu. "Mam, mam już!" Czy znacie to uczucie- wiedziałam, że za chwilę wyjdę z satysfakcją i dumnie przejdę pozostający przede mną odcinek trasy, bez książkowych zakupów! Ominę meandry, pokonam mieliznę pokus i  uwolniona od inklinacji wypłynę na szerokie wody Nowego Światu!



Nie udało mi się to. Istnieje taki moment, gdy słabość bierze nad nami górę. A my zaczynamy szukać uzasadnienia dla niej. Łatwe zadanie dla nadwyrężonej złamanym postanowieniem psyche. Książki przynoszą przecież same korzyści!

Kupiłam wydanego niedawno Białostockiego- "Sztukę XV wieku" i niewielki album dzieł wszystkich Boscha, malarza, który wszystkie swoje płótna poświęcił w końcu ludzkim niemocom!

Satysfakcja, którą wyobrażałam sobie kilka chwil przedtem, z bohaterskiego wyjścia z księgarnianych okowów bez nowych zakupów oddała miejsce satysfakcji bibliofila, kartującego nową książkę już w drodze do domu. Jak ekonom przeliczałam szybko w myślach korzyści z każdego słowa profesora Białostockiego, które spłynęło niegdyś na papier,a dziś znalazło się w moim zasięgu, na gładkim, kredowym papierze, w wianku wspaniałych reprodukcji!

Korzyści czytania, korzyści posiadania książek (bo za Jerzym Plichem, wierzę,że posiadanie książek to forma lektury ;-)- niezliczone!


Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska

8 paź 2011

Lekcja pisania

Kilka dni temu miałam ciekawy, wieczorny spacer po Brukseli. Poczułam w pewnym momencie, że ze zmęczenia po intensywnej pracy nawet słowa (tak, słowa!) odmawiają mi posłuszeństwa. Po chwili trafiłam do świątyni słów.
W Galeries Royales Saint-Hubert, pasażu w samym sercu miasta, u stóp Mont des Arts otwarto właśnie niewielkie muzeum.
Muzeum słów. Muzeum pisma. Muzeum papieru. Musée des lettres et manuscripts.

Za jego sprawą zostajemy wpuszczeni do garsoniery ludzi wielkich. Gdzieś pomiędzy ich wizerunek oficjalny a wersję intymną. W przestrzeń pełną świadectw ich przyjaźni, miłości, otwartej wymiany myśli.

Eksponaty muzeum to karty i karteczki. Najczęściej na pożółkłym, ukruszonym papierze. Zapisane odręcznie, wypełnione skreśleniami, zdobione rysunkami na marginesie. Mówią o tym jak charakter pisma zdradza osobowość. Pokaż mi jak piszesz, a powiem Ci kim jesteś. U jednych - roztańczone litery, u innych rzędy znaków pochylone jak trzcina na wietrze. Jeszcze gdzie indziej - jak u Jacquesa Brela - więcej skreśleń niż ostatecznego tekstu. A najciekawsze jest właśnie odczytywanie skreślonych słów. Jest jak lekcja pisania, odsłaniająca warsztat i myśli ludzi literatury, muzyki, sztuki. I lekcja czytania- zwłaszcza między linijkami!

Niekiedy listy mówią o wydarzeniach sprzed lat, ale przez "dotknięcie" dokumentu poczułam się jakby to było przed chwilą. Jak w liście Chopina do Georges Sand, o urodzinach Solange. Działo się jakby wczoraj, atrament dopiero co wysechł, emocje pozostają żywe. Historia sztuki w rękopisie, jak w listach Cézanne`a, tych które pisał do innych malarzy odsłaniając swoją drogę artystycznych poszukiwań. Kartka pocztowa  Picassa, zobaczcie ja koniecznie!

Należę do tych, którzy uwielbiają zapach papieru, szelest i szorstkość kartek.Trafiłam do cudownego muzeum w epoce, która wzgardziła papierem. Jest trochę dziwne i staromodne- nie znajdziecie tu technologicznych, muzealnych gadżetów.
Ale znajdziecie inspirację, bezcenną!
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com