31 lip 2011

Lippo Lippi



Deszczowe lato, lato lektur. Właśnie czytałam ciekawą biografię. Florencja, Prato i okolice, czasy Masolina i Massacia. Bohater nazywa się niewinnie. Lippo Lippi. Nauczyciel Botticellego. Malarz cudownych, delikatnych Madonn. Biografię miał mniej zacną. Historia na literacki warsztat Umberto Eco. Zakon i incest w tle. Piraci, porwania, okupy, szalona miłość. I wybitne dzieła. Takie, po których można byłoby sobie wyobrażać ich autora jako ucieleśnienie cnót.

Fra Lippi był ofiarą i autorem skandalu, raz porwali go piraci i sprzedali do niewoli niewiernym, innym razem on porwał młodą pannę z zakonu, by najpierw ją więzić, a potem, po papieskim zwolnieniu ze ślubów zakonnych- poślubić! W związku z porwaną Lucrezią Buti narodził się Filippino Lippi, malarz równie zdolny, kształcony przez Botticellego. To Vasari w "Żywotach" dostarcza obyczajowych plotek. Przyznacie, że współczesne skandale są tylko cieniem dawnych afer!

Z niewoli arabskiej Lippi wykupił się podobno dzięki namalowanemu portretowi swojego pana. W jego czasach tak bywało. Półtora wieku wcześniej florencki malarz Coppo Marcovaldo schwytany przez Sieneńczyków jako jeniec wojenny po bitwie pod Montaperi wykupił się malując dla kościołów wrogiej jego florenckiemu sercu Sieny święte obrazy.

Klan Lippich artystycznie nobilitował podflorenckie Prato, dziś azjatycki przyczółek w środkowej Italii, tekstylne zagłębie Włoch. To w Prato zachowało się najwięcej jego prac. Między innymi mój ulubiony Taniec Salome, po którym widać, że bez Fra Filippo Lippiego nie byłoby Sandro Botticellego!


Reprodukcja: fra Filippo Lippi, Uczta u Heroda ( fragment- Taniec Salome),ok. 1452-65, Prato
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

27 lip 2011

Pomóżmy Afryce!


Nie mogę pisać o sztuce, gdy ze świata docierają takie informacje. Sytuacja w Afryce Wschodniej jest dramatyczna. A my możemy zrobić bardzo dużo, małymi gestami.

Szanowni, drodzy Czytelnicy,

dodajmy naszą odrobinę pomocy dla głodującej Afryki. Dodajmy po kropelce wody tam gdzie panuje susza!
To tak niewiele, a trzeba się spieszyć.

Bardzo Was proszę o przyłączenie się do pomocy Polskiej Akcji Humanitarnej!

Tutaj znajdziecie wszystkie informacje, to takie proste!

Polska Akcja Humanitarna
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

15 lip 2011

Mistrz z Urbino


Rafael. Malarz i architekt najczystszego renesansu. Pilny uczeń swoich mistrzów, przerastający ich szybciej, niż można było tego oczekiwać. Jako siedemnastolatek uznawany był już za samodzielnego twórcę. Malarz kobiet, autor wspaniałej Madonny drezdeńskiej. Według Vasariego- malarz boski. Zasłużył na Panteon i w nim spoczęły jego prochy, w grobowcu z cytatem rozpatrującym ludzką kruchość i przemijanie.

Umarł jako malarz doskonały. Twórca piękna. Boski konkurent, świadek natury, reformator malarstwa.

Gdy zmarł, wycieńczony wysoką gorączką, w pracowni pozostawał jeden obraz- portret Margherity Luti, córki fornaro-rzymskiego piekarza pochodzącego ze Sieny. Margherita, córka piekarza, zwana La Fornarina. Na portrecie z pracowni Rafaela jest naga, ze skupieniem wpatruje się w portretującego, w widza. To obraz, który sprawił, że młode, krótkie życie artysty obrosło romantyczną legendą.

Rafael zmarł tego samego dnia, którego się narodził, 6 kwietnia, w Wielki Piątek, w wieku 37 lat. Żart losu, szczególna terminowa buchalteria kostuchy. Przypadek, który obrasta legendą.

Urodził się w Urbino, mieście na skale, u podnóża Apeninów- pięknym, pociągającym, ale i niedostępnym, trochę jak malarstwo Rafaela. W pierwszym kontakcie obrazy Rafaela zapraszają swoją otwartą strukturą, zapowiadają narrację, nęcą swoją historią, ale pozostawiają zapach tajemnicy, niedostępności, dystansu.
Jak w portrecie Fornariny, kochanki Rafaela. Widzimy ją nagą, ale wiemy o niej niewiele. Na pozór modelka nie zostawia tajemnic. Jest rochę onieśmielona, trochę zaskoczona. Daje wrażenie jawności, jest transparentna jak porządna księga podatkowa. Pozwala się portretować prowokacyjnie, tak jak nikt nie śmiał portretować w tych czasach. Ze złamaniem obyczajowego tabu. Naga Fornarina nie udaje mitologicznej bohaterki, którą w renesansie można było  śmiało rozbierać pod antycznym pretekstem. Na lewym ramieniu Rafael namalował jej wyszywaną złotą nicią opaskę z sygnaturą- Raphael Vrbinas. Fornarina jest własnością i tajemnicą malarza, prywatnym aktem świadkującym jego miłości.


Nie ma jednak w tej nagości nic prowokacyjnego. Jest raczej to, co historycy sztuki i medycy zaczęli rozpatrywać jako bardzo osobiste i osobliwe memento mori. Mały, ciemny ślad na piersi Fornariny. Według popularnej tezy to świadectwo śmiertelnej choroby, podskórna obecność trawiącego modelkę raka piersi. Medycy, przed którymi współcześnie stawiany jest portret Fornariny dostrzegają objawy powiększonych węzłów chłonnych, obrzęków, zniekształceń.

Portret jak epikryza, na której zakochany Rafael diagnozuje śmiertelną chorobę swojej kochanki. A jednocześnie- jeden z najpiękniejszych portretów w historii malarstwa, nie mający sobie równych w oddaniu psychologizmu, tajemniczości, piękna i przemijania.

Rafael Sanzio ( Rafaello) (1483 - 1520) 


Szkoła ateńska, fragment, Autoportret Rafaela, 1509-1510, Watykan
La Fornarina, 1518-1519 , Galleria Nazionale d'Arte Antica, Rzym
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

7 lip 2011

Prezydencja, Pakt dla kultury i łowcy posagów



Zewsząd- kultura!
Pióra się ostrzą na paktach dla kultury, pieniądze płyną dla miast, drukarnie zalewają Rzeczpospolitą morzem folderów,  logotypami nęcą gadżety, a my promieniujemy kulturalnym światłem!

Czemu zatem uważam, że jest niedobrze skoro jest tak dobrze?

Bo po pięknym koncercie na granitowym dziedzińcu pałacu przy Trakcie Królewskim rozmawiałam z wybitnym muzykiem, specjalistą od Chopina, od 31 grudnia 2010 swobodnym dysponentem swojego czasu po roku Chopinowskich żniw.
Bo jakiś czas temu rozmawiałam z Magdaleną Abakanowicz, na którą chóralnie mówi się "wybitna", a która ma wciąż trudności z realizacją przesadnie skromnych jak na jej rangę projektów.
Bo czytałam rozmowę z wybitnym reżyserem szukającym funduszy dla filmu nie wpisującego się w żadną z promes ministerialnych, w których urzędnik z kapelusza dofinansowań wyciąga sakiewki dla pomysłów rymujących się z tematem promowanym.
Dobrze przynajmniej, że 99 lat przed kolejną rocznicą, gdy brak pretekstu, brak jubileuszu, nie łuszczy się już płótno narodowe, nie kruszy "Bitwa pod Grunwaldem"!

Nie można oczywiście dzisiaj narzekać. Kultura i jej ludzie mają się dzisiaj dość dobrze. Michał Anioł słał przecież błagalne listy o pożyczki do ojca, Chaim Soutine z braku płótna malował na siennikach, a Norwida pochowano w zbiorowym grobie...
A dziś - kto żyw- chwyta się kultury, na Titaniku słucha orkiestry! Kuba Wojewódzki pochyla się nad Chopinem. Może i dobrze?

Znów jednak się zastanawiam- czemu zatem jest źle, jeśli jest tak dobrze?
Bo w tym wszystkim za odzianym w garnitur, postawnym managerem kultury znika artysta.
Gorzej, często wykonawca, autor, artysta pochodzi z łapanki organizatora!

Kultura nie od chwili podpisania paktu jest ważną dziedziną ekonomii. Każdy euro zainwestowany w kulturę nie od wczoraj procentuje czterokrotnie! Trochę mnie irytuje, że dziś wszyscy chwytają tego co kulturalne jak ostatniej deski ratunku, na wzburzonym Grecją morzu, w pejzażu po kryzysowej burzy. Martwi mnie szept ludzi kultury czujących, że w Warszawie, Gdańsku. Katowicach i Lublinie dobry klimat już się skończył, bo stolica kulturalna będzie gdzie indziej!

Specjaliści od PR przypinają sobie kulturalny kwiatek do kożucha, chyłkiem zerkając w filharmonii w prawo i w lewo kiedy można zacząć bić brawo.

Kultura powinna się demokratyzować, ale nie dajmy się zwieść, bo co nam pozostanie po tych hucznych latach Chopina albo Herberta? Nie zapominajmy w roku Miłosza zeszłorocznych mazurków Chopina! Bo one mimo braku urzędowego aplauzu (i szelestu banknotów) nie przedawniają się!

Kultura jest w końcu posażną panną, więc trzeba w tym aranżowanym ożenku uważać na pospolitych łowców posagu!
W przeciwnym razie po tym kulturalnym weselu pozostaniemy w chocholim tańcu!

http://mleczko.interia.pl/ 

Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com