28 cze 2011

Ferdynand Ruszczyc w Kazimierzu nad Wisłą


W muzeum w kamienicy Celejowskiej w Kazimierzu Dolnym trwa niewielka wystawa- wspomnienie kazimierskiego pleneru Ferdynanda Ruszczyca sprzed stu lat.

Przypomnijmy, Ruszczyc powinien kojarzyć się w pierwszym ułamku sekundy z masywnymi kłębami chmur wiszącymi nisko nad polami. Malarski patron meteorologów. Uparty na malowanie swojego pejzażu, tego wokół rodzimego Bohdanowa na Ukrainie. Symbolista szyfrujący nastroje w pozornie błahych pejzażach.


Może Ruszczyc nie był najjaśniejszą gwiazdą w malarskiej plejadzie artystów młodopolskich, ale jego niebo nie ma sobie równych! Cumulusy u niego są gęste i siermiężne, wiszą ciężko nad horyzontem.

Kiedy czyta się notatki artysty, można prześwietlić proces tworzenia. Przechodzień powie- "będzie padać" i pomyśli o parasolu. Natomiast artysta-malarz z końca XIX wieku nawet jeśli pada zatrzyma się i będzie zastanawiać jak tę chmurę- na niebie i w duszy- zatrzymać, jak ją malarsko zdefiniować, jak zrobić z niej zwierciadło duszy.

Wystawa jest naprawdę maleńka, w proporcji do miasteczka, w proporcji do czasu, którym dysponuje  turysta wiedziony od Korzeniowych Dołów do bulwaru nad Wisłą...Maleńka i skromna, w jakiś sposób urzekająca. Zamiast szklanych ekranów- na ścianach są obok obrazów małe karteczki z cytatami. Wystawa na czas kryzysu. Bez multimediów, bez szczególnego oświetlenia, bez eleganckiego chłodu klimatyzatorów zapewniających temperaturę dla stuletnich dzieł. Ale- dobrze, że jest i niesie iskrę inspiracji, którą czerpać można z tych niewielkich obrazów i krótkich cytatów z Ruszczyca zniewolonego przyrodą. "Chcę powietrza, słońca, chcę nieba, chcę widzieć widnokrąg"- pisał. I chwytał to powietrze, słońce, niebo, zamykał widnokrąg w przestrzeni płótna.

Idźcie tam koniecznie! Potem popatrzycie na attyki kazimierskich kamienic i pejzaże wokół miasteczka zupełnie inaczej!

Ferdynand Ruszczyc, Kamienica Celejowska, do 30 lipca 2011


Na marginesie
29 czerwca 2011
Dzień zaczęty od Wizytek, skończony też na Krakowskim Przedmieściu, ze spacerem przez Powiśle. Usłyszałam koncert z okazji 70-tej rocznicy śmierci Ignacego Jana Paderewskiego- absolutnie zachwycający. Sinfonia Varsovia wykonała "Polonię" Paderewskiego. To niesamowite jak dźwięki potrafią opowiadać historię- symfonia Paderewskiego powstała w odniesieniu do powstania styczniowego. Było niekiedy nostalgicznie, niekiedy dramatycznie, a niekiedy - żałobnie. Wielka muzyka i wspaniali muzycy!
18 czerwca 2011
Mój życiorys kulturalny, w tym tygodniu:
-1 x teatr
-1 x koncert
-1 x wernisaż
-2 x bankiet
-2 x lektura: "Wojna nie ma nic z kobiety" Swietłany Aleksiejewicz i "Amulet" Roberta Bolaño
-1 x inspirująca lektura gazetowa: Książki, nowy miesięcznik

Krótko mówiąc- nadwyżki...zwykle jest spokojniej!


29 maja 2011
It`s never too late to be who you might have been.
George Eliot


16 maja 2011
Dzień szaleńców i szaleństwa. Ktoś zapowiedział rychły koniec świata. Świat działa nadal. Awaria neostrady. Awaria myślenia u kogoś. Awaria ekspresu do kawy. Poniedziałek 16-tego maja, jak piątek 13-tego. Miejskie nieszczęścia, w skali dla zwykłego dnia ;) Rytm poniedziałku zrównoważył dopiero wieczorny jogging, przy zapachu bzów! Życie jest piękne, mimo szaleństwa, które stawia nam na drodze!

1 maja 2011
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

23 cze 2011

Miłego weekendu!


23 czerwca, czwartek, Boże Ciało.

Demonstracja wiary, pochód zdobionymi ulicami wiosek i miast, chrześcijańska parada z procesją do ołtarzy tylu, ile jest ewangelii. Bardzo lubię to święto.
Jak każda uroczystość religijna łączy sacrum z profanum...gałązki brzozy, którymi zdobione są ołtarze zabrane do domów mają nas chronić od burz i złych mocy burz i zapewniać urodzaj...Niekiedy nawet na polach zakopywano kartki z fragmentami z czterech ewangelii!

W tym roku dzień Bożego Ciała splata się z innym, ważnym w kalendarzu dniem, wigilią św. Jana. To ciekawe jak pogański zwyczaj- Noc Kupały została adaptowana dla religii.
W noc wigilii św. Jana nie wypada spać. Co robić? Sprawdźcie u poety, w "Pieśni świętojańskiej o sobótce"! ;)



Życzę Wam miłego weekendu na pograniczu wiosny i lata!

Ja mam w planach Czarnolas i kilka miejsc na Lubelszczyźnie, wystawę Ferdynanda Ruszczyca, planowanie wycieczki do Lwowa, czytanie Jose Saramago, spacer po Męćmierzu
i ... robienie mojej legendarnej nalewki! Składu nalewki jeszcze nie mogę podać, bo jest zawsze spontaniczny- zależy od owoców, które już dojrzały, żeby znaleźć nobilitację w mojej słynnej karafce ;-) 

Justyna 

Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

13 cze 2011

Ulica Świętokrzyska


Ulica Świętokrzyska, celebrytka wśród warszawskich ulic. Od kilku dni jej nazwę wymieniają wszyscy, od Wybrzeża po Giewont. Cicha bohaterka podziemnej rewolucji, prowokatorka przewidywanych utrudnień, źródło korków i udręki. Arteria przygotowana na krecią robotę potężnych wierteł, które w spóźnionym o 100 lat zrywie przeszyją Warszawę z zachodu na wschód podziemnym tunelem.

Świętokrzyska, moja warszawska ulica, moje miejsce pracy. Tu toczy się moje miejskie życie. Tu przychodziłam jako licealistka, tu patrzyłam jak wyrastają wieżowce, jak Warszawę powoli koronuje właśnie tu siatka drapaczy chmur. Teraz przez najbliższe dwa lata będę spoglądać na budowę metra, a ulica będzie przez pewien czas spacerowa. Przy skrzyżowaniu z Marszłkowską można kupić w sezonie kwiaty i owoce, są miejsca z dobrą kawą, gdzie znad gazety można spoglądać na attyki Pałacu Kultury, w poszukiwaniu własnych myśli, w poszukiwaniu inspiracji. To od tej strony pałac flankuje pas zieleni- wybawienie i oaza dla ludzi z wieżowców!

Ulica dziwna. Potężna arteria, szeroka jak Champs-Élysées. Łączy wschód z zachodem, ukoronowana najbardziej filmowym mostem stolicy. Przecina historię - na skrzyżowaniu z Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem. Pamięta czasy świetności, gdy przy niej stanął Prudential, drugi drapacz chmur Europy! Dzisiaj, gdy trwa remont hotelu Warszawa, Prudential przypomina pustymi wnękami okiennymi swój widok powojenny, gdy jak kikut sterczał z poranionej ziemi. 


Świętokrzyska przed wojną była wąską uliczką pełną antykwariatów, galerii i składów meblowych. Widać to na kartce pocztowej, na której wysadzana szpalerami drzew Marszałkowska spotyka się ze skromną, acz wdzięczną kuzynką, Świętokrzyską. Na tyłach ulicy-plac Grzybowski, niegdyś tętniące życiem centrum dzielnicy żydowskiej, z synagogą Nożyków z jednej i kościołem Wszystkich Świętych z drugiej strony. Dziś- choć w centrum miasta - to miejsce jest na uboczu, odgrodzone linią zabudowań Świętokrzyskiej. Jeszcze niedawno w słynnych sklepach "żelaznych" można było tu kupic wszytsko, czego nawet nie potrafi się nazwać- obok śrub, śrubeczek, zatrzasków, klamek, lin, żeliwnych drzwiczek! Po murach getta pozostał ślad przy Świętokrzyskiej- miedziane inkrustacje w chodnikach tuż przy Marszałkowskiej. 




W kościele przy Placu Grzybowskim zobaczcie obrazy Michała Willmana, śląskiego Rubensa, dziś okopcone sadzą ze świec, ciemne, niedoświetlone, ale wciąż świadkujące kunsztowi artysty. To kościół z wieloma świętymi od spraw beznadziejnych - klęczniki jego ołtarzy są wyłożone grawerowanymi płytkami dziękczynnymi w sprawach najróżniejszych- od zdanego egzaminu po przeżytą wojnę! To w piwnicach tego kościoła, na terenie getta znajdowała się kryjówka ludności żydowskiej. To o tramwajowym przystanku przy Świętokrzyskiej opowiadała babcia pewnej młodej artystce. Mówiła,  że tuż po wojnie motorniczy wykrzykiwał głośno nazwy skrzyżowań, trudne do rozpoznania wśród gór gruzów. Tu Warszawiacy szukali swoich miejsc, swoich domów, znajomych adresów.


Potem zmieniło się wszystko, w miejscu gęstej siatki ulic powstał plac, a na nim wyrósł Pałac Kultury. Został jedynie ślad w nazwach ulic- jeśli wybieracie się na Chmielną albo Złotą lepiej dobrze sprawdzić numer, spójrzcie na mapę, kolejne, sąsiadujące numery dzielić może Pałac Kultury!


Budowa metra ruszyła, a ulica Świętokrzyska stała się dla mnie- jak dla tysięcznych polskich mediów tematem! Cieszę się, że będzie piękniała, doskonaliła się, rozwijała, choć wciąż tęsknię za nią w starej wersji! 


Albo za Warszawą z piosenki TLove! 
Gdy patrzę w twe oczy zmęczone jak moje 
To kocham to miasto zmęczone jak ja
Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje
Gdzie wiosna spaliną oddycha!


Szanowni Państwo, zapraszam na Świętokrzyską!
     
zdjęcie : www.starawarszawa.pl 
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

4 cze 2011

Joan Miró na gorące dni

W Londynie i w Brukseli trwają wystawy Joana Miró. Idealne ekspozycje na lato, bo obrazy i instalacje Miró najlepiej ogląda się w upalne dni. Ze świadomością, że obrazy powstawały w pracowni artysty na Balearach, w świecie intensywnych barw, zapachów, smaków, w raju dla zmysłów. Bo zmysłom Miro wydawał się być po prostu bardzo posłuszny, a na wrażenia podatny. Artysta czuły na świat jak papierek lakmusowy. 


Miró swoja twórczością potwierdza fenomen Barcelony, miasta wielkich. Picasso, Gaudí , Miró. Trzy kamienie węgielne, pod którymi mieści się genius loci Barcelony. Barcelona bez tych trzech artystów byłaby inna. Kiedy słyszę - Barcelona- o razu widzę te barwy, które powracają na obrazach Miró. Zmysłowa czerwień, gęsty lazur, energetyczne żółci.

Widziałam brukselską wystawę artysty. W sumie kilkanaście dużych prac, więcej grafik, trochę rzeźb. Wszystko czego trzeba, żeby wejść w poetycki świat Miró. Wystawa ciekawa także o tyle, że pokazuje jak z realnego świata rodzi się abstrakcyjna rzeczywistość na obrazach. Miró musiał żyć w kulcie nowoczesności, przemysłu przynoszącego szybko powszedniejące nowinki. Motywy, które można rozszyfrować na jego obrazach to dysze prysznicowe, żelazka, wiatraczki. Widział w nich abstrakcyjne formy, układał w wirujących kompozycjach.


Najbardziej podoba mi się cykl "Konstelacje". To zestaw prac przypominających barwne gwiazdozbiory. Prywatny kosmos artysty, wycofanego ze świata wobec porażających wydarzeń na kontynencie europejskim. W Europie - wojna, a Miró malował zainspirowane muzyką Bacha układy gwiazd, postaci, planet, figur.   

Wystawa w Londynie podobno stara się zburzyć mit Miró jako artysty wycofanego z wydarzeń bieżących.
W obliczu posiadanego przez niego talentu mnie wystarcza malarz zajmujący się malarstwem, mający własny świat.

Jak Mały Książę podróżujący po prywatnym kosmosie, ze szkicownikiem i akwarelami.







Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

Biennale z Wenecji

...dziś oficjalne otwarcie 54. biennale weneckiego.

Od komentarza dotyczącego polskiego pawilonu na razie się wstrzymuję, ocenię go po zobaczeniu w Wenecji za kilka tygodni, ale na razie z ciekawością obserwuję polaryzację środowisk w ocenie pokazanego tam dzieła.

Bo dyskurs o sztuce w tym przypadku wydaje się być równie ważny co samo dzieło.

Przypomnijmy- w Pawilonie Polskim swoją pracę pokazuje izraelska artystka Yael Bartana, a ideą , którą opisuje praca jest wizja powstania ruchu powrotu Żydów do Polski, pod tytułem "...a zdziwi się Europa".


I już stąd mamy kilka informacji o sztuce współczesnej, o przedawnionym charakterze "narodowych prezentacji" w obliczu zglobalizowanego świata sztuki, o sztuce zaangażowanej, niosącej manifesty, chcącej zmieniać świat, szukającej to prowokacji, to wyjścia z impasu pośród tlących się ukrytym ogniem ważnych kwestii społecznych. I dobrze.

Niepokoi mnie jednak coś innego. Osoby znające polski obieg artystyczny, z zamkniętymi oczami mogą skomentować pracę i ją ocenić, niekoniecznie ja ogladając.A widzowie mogą tych recenzji nie czytać- bo i tu wiedzą, co kto napisze.

To uporządkowanie sprawia, że nie mamy dzieł dobrych i złych, tylko artystów dobrych i złych.

Dobrzy są nieomylni, a źli- nienaprawialni.Jedni - nie mają prawa do błędu, inni - nie mają prawa do racji.

Środowisko namaszcza swoich wybrańców, idąc w swoich preferencjach za ich światopoglądem , a nie artystyczną oceną dzieła. W przypadku pracy Yael Bartany, już sobie wyobrażam , jak kuratorzy niecierpliwie czekają na niepochlebne opinie, bo one nie będą w ich optyce świadczyć o jakości dzieła, ale o zaściankowości kraju i ludzi. Taki ton przebija z dotychczasowej retoryki wokół oceny pracy Bartany. A szkoda.

Dość to nieszczęśliwa sytuacja, bo nie pozwala czerpać  z tego, co artyści mają naprawdę do zaproponowania. Nie pozwala wyjść na spotkanie, tego, co nowego i dobrego może nam przynieść artysta, bo ciągle przypomina w okowach jakiego porządku winni jesteśmy stać.Zamiast otwierać, to zakleszcza nas bardziej w naszych wieżach. Utwierdza w przekonaniach, cementuje stereotypy, łasi się do promotorów wybranego sposobu myślenia. Grzebie bezstronność i obiektywność. Nie walczy o nowy rząd dusz, tylko jak zły duch zagrzewa do ostrej walki. Ta sama sztuka, która miała wyzwalać i rozszerzać horyzonty, zaczyna budować mury. Na ile są to reakcje pożądane przez twórców przedsięwzięcia?

Sztuka nie jest w takim podejściu szczęśliwą wyspą ( tą, na którą dbający o politykę Platon wygnałby poetów, daleką od władzy oazą myślenia, niezależności,  wizjonerstwa dla władzy w końcu niebezpiecznego ;-), a zaczyna być grząską wysepką wśród mokradeł na weneckiej lagunie.
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com