26 kwi 2011

Dama z gronostajem w podróży


...dzisiaj w radiowej Czwórce uczestniczyłam w rozmowie na temat planowanej podróży Damy z gronostajem. Portret zostanie wypożyczony na wystawy w Madrycie, Londynie i Berlinie. Wróci do Krakowa za rok. Dobra okazja, żeby na Cecylię Gallerani jeszcze raz spojrzeć.

Kogo widzimy?

Szesnastolatkę, której dziewczęcość skrywa staranne upozowanie. Ale w jej spojrzeniu jest coś frywolnego. Ma delikatną twarz rozświetloną lekkim uśmiechem, ujawnionym jedynie w kącikach ust. To ten niedosłowny, czarowny uśmiech modelki Leonarda.

Ciekawe, na co spogląda Cecylia. Być może do pokoju, w którym pozowała w mediolańskim zamku zajrzał fundator portretu, pan domu Sforza? Może jej dyskretna mimika to powściągliwa odpowiedź na śmiały uśmiech Ludovica? Może brakuje jej próżności, by pozwolić się tak po prostu portretować, przez największego artystę swoich czasów? A może Cecylia zastanawia się nad oryginalnym pomysłem namalowania jej portretu ze zwierzątkiem, zaszyfrowania treści, którą nie każdy odczyta? Może uśmiecha się raczej do własnych myśli? Czy jednak w tych czasach symboliczne znaczenie gronostaja umieszczonego na portrecie było tajemnicą? Przecież związek łączący pannę Gallerani z panem Sforza, przygotowywanym do ślubu z Beatrice d`Este nie był starannie skrywanym sekretem. XV-wieczna norma. Na renesansowych dworach takie informacje płynęły wartko jak wody Padu przez wyżynę Montferrato. Gronostaj występuje jako aluzja do nazwiska Cecylii, ale i odniesienie do Ludovico Sforzy, znanego jako kawaler Orderu Gronostaja.

Ciekawe, jak zareagowała, gdy Leonardo pozwolił spojrzeć jej na skończony portret.

Fenomen mistrza to takie sportretowanie, które ujmuje psychologiczną prawdę nie w wystudiowanej pozie, ale w geście, w chwili, w której błysk w oczach zdradza myśli, odsłania wnętrze, demaskuje. Jak ostre światło, które wydobywa porcelanową twarz dziewczyny.

Tęsknię za tym momentem, gdy na damę z gronostajem można było spojrzeć w cichej sali Muzeum Czartoryskich przy ulicy świętego Jana w Krakowie. W ciemnej sali - tylko ona - tak filigranowa, jak nie oddaje tego żadna reprodukcja, zamknięta w potężne, złocone ramy. W ciemnej, muzealnej sali, w której naprzeciw obrazu z damą, na zaginiony w czasie wojny portret młodzieńca Rafaela wciąż czekało puste miejsce, z czarno-białą reprodukcją. Wspominam moment, gdy Włosi, profesorowie z Akademii Sztuk Pięknych we Florencji, malarze i rzeźbiarze odwiedzający Polskę przy okazji ich wystawy w Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w hołdzie dla Leonarda i w hołdzie dla Krakowa odśpiewali przed damą w pewien śnieżny, zimowy dzień  O Sole Mio i polski hymn.

Ale mam nadzieję, że po tym europejskim tournée obrazu, do portretu Cecylii, do królewskiego Krakowa  przybywać będą tłumy, otaczając ją uwagą, na jaką zasługuje.
 

Czwórka - Radio z wizją:
http://www.polskieradio.pl/Portal/CzworkaPlayer.aspx

reprodukcja: Leonardo da Vinci, Dama z gronostajem, olej i tempera na desce, Muzeum Czartoryskich w Krakowie
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

22 kwi 2011

Cud przy grocie




W Asyżu, w dolnym kościele Świętego Franciszka znajduje się szczególne przedstawienie. Dotyczy historii z życia Marii Magdaleny, jednej z pierwszych  i z pewnością najbardziej tajemniczych świętych.
Autorem jest Giotto di Bondone, pierwszy malarz Włoch Trecenta, ten któremu powierzono ściany kościołów Padwy, Florencji i Asyżu.  

W tle sceny znajduje się skalna grota, nad przedstawieniem unoszą aniołowie, a w głównym planie kompozycji są dwie postaci. Chrystus w bieli, przedstawiony frontalnie,  w geście, który przypomnieć może Jego Matkę ze sceny Zwiastowania- wyraźnie dystansuje klęczącą obok postać. 



Kobieta w purpurze- to właśnie Maria Magdalena. 
   
  To jedna z trzech Marii, które chwilę temu spotkały się przy grobie, żeby ówczesnym zwyczajem olejkami namaścić ciało Jezusa. 

Tu jednak - nie widać już smutku. 


Maria Magdalena ma delikatne rysy twarzy, róż zaznaczony na policzkach, włosy  upięte w warkocz jak korona, wzrok natchniony. Wpatruje się w postać Jezusa. Przed chwilą Go nie rozpoznała. W blasku chłodnego poranka myśłala, że widzi ogrodnika w drodze do pracy. 
Po chwili, w jakimś olśnieniu rozpoznała w nim Jezusa. A przecież z pewnością był dla niej bardzo ważny. 

Dlaczego zatem nie rozpoznała Go w pierwszym momencie? To tajemnica. Tak jak tajemnicą jest gest Chrystusa, któremu ikonografia tej sceny zawdzięcza niezwykłą nazwę. 

"Noli me tangere" czyli  "nie dotykaj mnie"  lub w innym tłumaczeniu - "nie zatrzymuj mnie". 
Takimi słowami Chrystus zwrócił do wpatrującej się w Niego z zachwytem i zadziwieniem  Marii Magdaleny. 
Jedna z tych scen, które każą odwoływać się do wiary, bo rozum ich nie ogarnia. 

To "nie dotykaj, nie zatrzymuj mnie" - to znak,ze coś się zmieniło. 
Jest podobnie, ale już inaczej. 

Maria Magdalena odkrywa własnie piękno tej nowej sytuacji. Tak innej od wcześniejszych godzin, gdy ona, uczniowie, Matka Chrystusa pogrążeni byli w smutku. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Moi Drodzy Czytelnicy,

życzę Wam radosnych Świąt Wielkanocy.
Niech ich piękno Was inspiruje. 

Justyna Napiórkowska 






15 kwietnia 2011
Zobaczyłam kolejny raz odnowiony cyfrowo "Pociąg" w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. Perełka.
Jeden pociąg, kilkunastu pasażerów, potencjalny romans, prawdopodobne morderstwo i jazz w tle. I Leon Niemczyk, prawdziwy kinowy amant!

25 marca 2011
Wczoraj słuchałam utworów Beethovena. Podczas "Do Elizy" -nadchodzi refleksja. Kim była Eliza? Być może naprawdę nazywała się Teresa, a Beethoven napisał do niej w 1812 roku słynny list - "list do nieśmiertelnej ukochanej". Kimkolwiek by była, tęsknotą, w której go pogrążyła dodała złotą kartę w historii muzyki.

PS Wiosna nadchodzi nieodwołalnie. Krokusy zakwitły, bez pokazał pączki. :)


Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

19 kwi 2011

32 omdlenia



Wczoraj widziałam w Teatrze Polonia "32 Omdlenia", adaptację trzech jednoaktówek Antoniego Czechowa.
Napisał je wówczas młody pisarz. Był z niego najwyraźniej żartobliwy prowokator. Z przyjemnością nurzał swoich bohaterów w oparach absurdu.


Sceneria jednoaktówek - trzy krzesła, karafka, gra światłem. Niewiele didaskaliów. Resztę zapewnią aktorzy. Wybitni aktorzy. Krystyna Janda, Ignacy Gogolewski  i Jerzy Stuhr! Triada wyjątkowa,  brawurowe zestawienie!   

Jest Czechow, są i omdlenia, palpitacje, drżące dłonie. Są tęsknoty i marzenia, które najczęściej pryskają jak bańka mydlana zanim jeszcze nabiorą realnego kształtu. Jest żart, jak prolog wprowadzający widzów do poważniejszych tematów.

Świetnym jest finałowy monolog Jerzego Stuhra w roli aktora Podżarowa z  "Historii zakulisowej". W takim teatrze wszystkie sceny są z życia wzięte, teatr Czechowa zakorzeniony jest w życiu - rosyjskiego ziemiaństwa, moskiewskich oficjałów, pułków oficerskich, zwykłych ludzi.

Aktorzy emocjonalnie żonglują emocjami widza, prowokują śmiech podszyty smutną refleksją - znów- jak w życiu.


Dla - spektakl jak miętowa pastylka. Kieszonkowy, kompaktowy - a pozostawiający to trwające dłużej niż ułamek sekundy szczególne poczucie niezwykłości i ochotę, by po wyjściu z teatru uważniej przyglądać się światu.

Krótko mówiąc- fantastyczna sztuka!

32 omdlenia, Teatr Polonia, Warszawa
fotografie : Robert Jaworski, www.teatrpolonia.pl
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

13 kwi 2011

Deszczowy raj Paula Gauguina


Rozpoczęłam cudowny sezon niedzielnych wyjazdów do Kazimierza Dolnego.
Miasteczko ciągle odsłania przede mną swoje tajemnice.Im więcej o nim wiem, tym więcej chce wiedzieć i tym bardziej odczuwam, że tu jest jedna z moich małych ojczyzn. Nie dziwi mnie przy tym fenomen miasta, które w pewnym momencie, ponad 100 lat temu stało się mekką artystów.


Gdzie tkwi tajemnica miejsc, które przez moment w historii świeciły wyjątkowym blaskiem i przyciągały wielkich, wybitnych artystów?


Byłam kiedyś w Pont Aven, na bretońskim wybrzeżu Francji.

Niewielka miejscowość, miasteczko nad brzegiem oceanu. Miejsce, które pokochała kolonia artystyczna z Paulem Gauguinem na czele. To tu przyjeżdżał także Władysław Ślewiński. Prawdę mówiąc w Pont Aven nie ma chyba nic szczególnego.

Pont Aven- czyli most nad rzeczką Aven. Pamiętam domy z ciemnego kamienia. Młyny poruszane zimną wodą blisko ujścia rzeki. Światło, które tu jest rozproszone, jak w atelier fotograficznym. Mglisty, dżdżysty Pont Aven zanurzony w gęstej bretońskiej zieleni. Co przy takiej pogodzie robili tu artyści, których z ciemnych pracowni ciągnęło do plenerów, do malowania wprost z natury, a vista? Pamiętam kolor słońca, tu mającego kolor bretońskiego cydru. Pamiętam z małych miejscowości prawdziwych Bretończyków, surowych jak krajobraz styku ziemi i oceanu. Wśród nich byli rybacy, ludzie morza, o twarzach hartowanych wiatrem i zimną bryzą. Ludzie "krańca ziemi", regionu geograficznego nazwanego Finisterre.




Właśnie Pont Aven, z zupełnie nieznanych przyczyn stało się oazą dla malarzy. Ich przyczółkiem północnym, przeciwstawianym stronie południowej z obrazów Cezanne`a i Van Gogha.

Van Gogh długo wcześniej namawiał Gauguina w listach do podróży do Arles, na południe. Gauguin przez miesiące go zbywał. Vincent, w dłużącym się oczekiwaniu malował słoneczniki. To przy tym, najsłynniejszym  obrazie sportretował go Gauguin.

Gauguin ( który raj ostatecznie znalazł zupełnie gdzie indziej) odwiedził Van Gogha, w jego słynnym Żółtym Domku. Paul przybył do Arles w październiku. Między artystami iskrzyło, było dekadencko, a emocje sięgały zenitu. Ten pobyt skończył się awanturą, słynnym ucięciem sobie ucha przez Van Gogha, w zimną i gwałtowną  noc 23 grudnia. Paul Gauguin, równie jak Van Gogh rozczarowany wrócił na Północ. Do swojego Pont Aven.

Do raju , gdzie często padał deszcz.


Reprodukcje : 
Paul Gauguin, Wizja po kazaniu
Paul Gauguin, Tańczące Bretonki w Pont Aven
Paul Gauguin, Autoportret
Paul Gauguin, Portret Van Gogha
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com

9 kwi 2011

10 kwietnia 2010



Minął rok od katastrofy smoleńskiej.

Rok żałoby. Rok śledztwa. Czas poczucia straty. Czas przypominający o kruchości życia. Rok, gdy niektórzy czuli wielką bezsilność.
Patrzyliśmy na wrak samolotu, poszarpany, pogięty, pokancerowany. Na błoto smoleńskiej ziemi, w kwietniu miękkiej po roztopach. Na fragmenty dokumentów, odzieży, walizek rozrzucone po smoleńskim polu. Na niekończące się kondukty. Na smutek wdów i wdowców, córek i synów, w których oczach w pewnym momencie już nie było łez. Słuchaliśmy wspomnień o ostatnich spotkaniach świtem 10 kwietnia,  o ostatnich muśnięciach policzka, rozmowach, krótkich, prowadzonych przez sen.

W setkach artykułów potem przyszła okazja poznawania biografii wielu z tych, którzy zginęli. Tak często były to biografie równoległe wobec wielkiej historii. Przyszedł czas, gdy trudno było nie uwierzyć w przeklętą ziemię katyńską, która jak czarna otchłań wchłania tyle ofiar.

Ten rok to czas setek rozczarowań, ale i krótkich i pięknych momentów empatii i wspólnoty.


W cichej refleksji, w niemym wspomnieniu towarzyszy mi od kilku dni myśl o pewnym dziele sztuki. Lament opatowski to renesansowa scena zbiorowej rozpaczy po czyjejś śmierci*. Scena pełna wewnętrznej jedności. Scena prawdziwej wspólnoty.

Chcę uniknąć patosu, ale w mojej pamięci pozostają takie krótkie chwile. I wiem, że wielu z Państwa także ich doświadczyło.  Takich krótkich i olśniewającego chwil odkrycia naszego człowieczeństwa, podstawowych wartości, wspólnej drogi.

Niezależnie od wiary, poglądów i charakterów.



Sprzed roku:
Golgota Wschodu
Tragedia smoleńska
Katyń, Wawel, sprawa polska
Smoleńsk- lekcja demokracji

* Lament opatowski upamiętnia śmierć kanclerza wielkiego koronnego, Krzysztofa Szydłowieckiego. Jest to XVI wieczna płyta z cokołu nagrobka umieszczonego w kolegiacie w Opatowie. 

Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

8 kwi 2011

Moja prywatna Siena



W ostatnich dniach odczuwam szczególny stan. Jestem w Polsce, ale myślami, duszą i sercem we Włoszech- to w Sienie, to w Rzymie, to we Florencji.

Przygotowuję obecnie duże opracowanie dotyczące Sieny XV-wiecznej, gdy z gotyckiego miasta wykluwał się renesans. Siena pozostała gotycka, ze wzgórz, na których jest zbudowana gotycką architekturą pnie się wyżej w   bezchmurne niebo. Renesans zakwitł we Florencji, a z kamieni antycznego Rzymu zbudowano barok. Trzy miasta. Trzy style. Trzy przynależne do nich sposoby myślenia. Romantyczność i nieprzewidywalność gotyku wzrastającego w górę ponad zdrowy rozsądek w Sienie, racjonalność i złote proporcje renesansu we Florencji i teatralność baroku w Rzymie.

Dziś zapraszam na chwilę do mojej Sieny.
Oto niewielki, prywatny przewodnik, bedeker miejsc, w których byłam kilkakrotnie i do których w Sienie zawsze chcę wrócić. Miejsc, których wciąż się uczę. Do miasta, które nieustannie chcę odkrywać.


Campo.
Od niego zaczyna się każdy pobyt w Sienie. To plac inny niż wszystkie. Ogromny teatr, ustawiony w przestrzeni przypominającej muszlę. W szerokim wachlarzu konchy jest miejsce dla widowni. Scenografią dla sceny jest ściana Palazzo Pubblico. Zwieńczeniem wszystkiego - wieża- lekceważąca proporcje, wyrastająca wysoko w niebo. To tu, na Campo dwa razy w roku jest miejsce potu i łez, ale i ekstremalnej radości. Tu odbywa się słynne palio, wyścig konny, w którym straceństwo i irracjonalizm splatają się ze sobą w konnym biegu na granicy szaleństwa. Jeźdźcy prowadzą swoje konie po pokrytej piaskiem,  kamiennej trasie placu, pokonując w szalonym pędzie ostre zakręty.
Byłam na palio lipcowym, słońce mocne, cienie krótkie, prostopadłe, wśród lokalnej widowni prawdziwa gorączka. Palio nie jest zabawą dla turystów. Cała Siena nim żyje przez tygodnie. Zwycięzcy będą lokalnymi bohaterami swoich contade na długo.

Palazzo pubblico.
Cień i chłód. Z placu, gdzie rządzą emocje tłumu wchodzimy do oazy refleksji. Radcy miejscy Sieny dbali o to, by ich myśli i rządy były uporządkowane, mądre, racjonalne. Nie szczędzili funduszy i ścian dla wielkich braci Lorenzettich. Tu, w sali obrad znajduje się słynna Alegoria Ambrożego Lorenzetti, przedstawienie mądrych rządów. Jeśli tam będziecie - zapamiętajcie kolor  ultramaryny znad siedzących w rzędzie postaci na fresku. Późnym wieczorem zobaczycie ten sam kolor na niebie Sieny, najlepiej w małej kawiarence tuż przy kościele słynnej Świętej Katarzyny ze Sieny. Stamtąd dzielić Was będzie od głównego placu głęboka, zabudowana przełęcz. Na horyzoncie zarysuje się najbardziej charakterystyczna linia Sieny, wzrastająca w niebo w tym fantastycznym kolorze głębokiego lazuru. Co więcej, będą pachnieć zioła, cyprysy.


Katedra.
Dziw nad dziwy. Jej marmurowa fasada, zdobiona jak mereżka. Barwne inkrustacje. Jej nieukończona budowa, gdy dla sieneńskich ambicji przed kilkuset laty zabrakło miejskich funduszy. Jej Madonna na obrazie Maestà, potężna, w ciemnym płaszczu. Duccio ukończył ten obraz 700 lat temu. Rzeźby Nicola Pisano, Donatella i Jacopo della Querci. Szkatułka pełna dzieł sztuki i głębokiej sieneńskiej wiary. Tu wymodlono w XIII wieku zwycięstwo nad potężną Sieną pod Montaperti. Tu narodziła się sieneńska duma.

Pinakoteka. Jej sale złote od malarstwa sieneńskiego. W jednej z nich jest okno, biforium, z którego spojrzycie na  przepiękny pejzaż Toskanii.

Wąskie uliczki, prowadzące do rozświetlonych słońcem tarasów widokowych na skarpach. Mury w kolorach ochry. Pola pokryte macierzanką.

Zapachy, smaki, wrażenia poruszające wszystkie zmysły.


Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

2 kwi 2011

Watykan, 2 kwietnia 2005


Szanowni Państwo, drodzy Czytelnicy, 
dziś jest wiosenny, słoneczny dzień. 
Taka pogoda była też s sobotę, 2 kwietnia 2005 roku, w Rzymie. 

Dziś dzielę się z Państwem moim wspomnieniem z tego dnia, 
opublikowanym w książce wydanej przez 
Instytut Papieża Jana Pawła II w Warszawie. 


Pamiętacie co wtedy widzieliście, czuliście, myśleliście? 

Życzę Wam pięknego, refleksyjnego dnia! 

Justyna  Napiórkowska 


PS  Spróbuję tu umieścić link do nagrania mojego tekstu w interpretacji Agnieszki Grochowskiej.



Watykan, 2 kwietnia 2005
Rzym, wiosna w rozkwicie. Drugi dzień kwietnia. Przyjechałam wczoraj wieczorem. Miał to być weekend w Wiecznym Mieście- spotkanie ze znajomymi, spacery, obecność w Watykanie.  Kolejny raz syndromem Stendhala zareagowałam na wystawność barokowych kościołów, znów zachwyciłam się marmurem Panteonu, posłuchałam gwaru przy Fontanna di Trevi. Spacerowałam wąskimi ulicami wśrod spalonych słońcem murów.W głębi serca jednak myśl o Papieżu była najważniejsza. 

Piję kawę przy barze, czytam La Repubblica. Moi sąsiedzi, gdy widzą o czym czytam, ze zrozumieniem i smutkiem kiwają głowami. Barista zagaduje: sei Polacca? I ze smutkiem spogląda na zdjęcie pochylonego Papieża. Wymieniamy kilka słów. W gazecie kalendarium życia. Dziennikarze, eksperci, znawcy Watykanu i kardiolodzy już spinają czasową klamrą biografię Karola Wojtyły, coraz bardziej precyzyjną datą wyznaczają kres Jego życia. Wszystkie gazety piszą o tym jak bardzo Papież jest już słaby.

Jestem prawie rówieśniczką pontyfikatu, papież Jan Paweł II był zawsze kiedy ja byłam, niemożliwe, że w pewnym momencie Go nie będzie. Wyobrażam sobie, że w niedzielę stanę na Placu Świętego Piotra i razem ze zgromadzonym tłumem będę uczestniczyć w tym, co media później określą nowym cudem Jana Pawła II:  papież stanie w trzecim od lewej oknie, nad purpurą aksamitu, uśmiechnie się bez słów rozgrzewając swoim ciepłem wszystkich. Ktoś z boku powie: „ach ten Papież, znowu z nas zażartował, znowu pokonał chorobę, znów nas zaskoczył…”

Myślę, że wrócę taka sama jak wyjechałam dwa dni temu z Polski.

Gdy idę via della Conciliazione, mijam jak w peletonie dziesiątki kamerzystów. Las kamer piętrzy się na zamknięciu arterii w kierunku owalu Placu Świętego Piotra. Przychodzi szybka myśl:  ci wszyscy dziennikarze, wyjątkowo skupieni, przybyli tu po to, by przekazać światu wiadomość. Tę wiadomość, która była najbardziej niedopuszczalna,  zupełnie niewyobrażalna. Odruchowo zakrywam oczy ciemnymi okularami, bo czuję, jak łzy napływają do oczu. Co się ze mną dzieje? Podbiega do mnie młoda Włoszka, wystawia do mnie mikrofon, zza kamery nawet nie widać kamerzysty. „Cosa senti?-Co czujesz”, pyta, „Jak myślisz, jak się czuje Papież?”, indaguje. Próbuję złapać powietrze, chcę odpowiedzieć. Kapituluję wobec dławiącego płaczu, teraz już czuję jak łzy płyną po policzkach. Dziewczyna powtarza swoje pytanie, trochę agresywnie: „Co czujesz”! Co czuję? Nie wiem… Poddaję się. Bez słowa odchodzę. Ktoś mnie obejmuje. Po chwili  kolumnada Berniniego wita mnie otwartymi ramionami. Tu panuje skupienie, cisza,  a może harmonijny szept tłumu.

Siadam na kamiennych posadzkach– wokół pielgrzymi, Rzymianie i podróżnicy. Niektórzy się modlą, inni śpiewają, jeszcze inni rozglądają dookoła.

Czas mija, niemierzony.

Wieczorem cały plac zapełnia się grupami wyciszonych Rzymian.

Dziwne, jak blisko siebie są dwa światy. Dzieli je rzeka. Przejście przez most na Tybrze, z gwarnego Rzymu do Stolicy Apostolskiej jest przejściem do innej rzeczywistości. Rzym zdawał się żyć swoim rytmem, nieuważny na rozgrywające się wydarzenia…Po przejściu przez most, nad wodą cichą jak Styks,  panuje wszechogarniający spokój, medytacja i wyciszenie, mimo obecności  wielotysięcznego tłumu. Słyszę słowa modlitw, widzę oczy wpatrzone w światło dwóch okien apartamentów papieskich. Wszyscy w spokoju czekają na to, co ma się wydarzyć. Czy i to zostało gdzieś zapisane i musi się wypełnić, właśnie dzisiaj?

Nie zapomnę chwili, w której wszyscy obecni na placu przyjmują słowa Kardynała Sodano. Słowa miękkie jak dotknięcie Anioła. Reakcje są  spontaniczne – ręce same składają się do modlitwy. Rozbrzmiewają oklaski- są one czymś zupełnie naturalnym, sposobem, w jaki tysięczny tłum na placu chciał jeszcze raz- ostatni -  dać się usłyszeć Janowi Pawłowi II. Niektórzy klękali, ja bez poczucia czasu pozostałam w zamyśleniu i bezruchu. Rozbrzmiały dzwony Bazyliki. Ktoś w tłumie niósł prosto od druku L`Osservatore Romano, z okładką, która nie pozostawiała złudzeń.

Papież Jan Paweł II  odszedł.

Czy już wtedy usłyszałam : SANTO SUBITO? A może po prostu odczułam, jak świętość musnęła  nas wszystkich 2 kwietnia 2005 o godzinie 21.37?

Justyna Napiórkowska 

Myśli równoległe 

17 marca 2011
Japonia potrzebuje pomocy. To proste.

11 marca 2011
Ziemia zadrżała w Japonii. 9 w skali Richtera wstrząsnęło ognistym pierścieniem na Pacyfiku. Pamiętam dwa trzęsienia ziemi, w dawnej Jugosławii i na wyspie Rodos. To krótka chwila, gdy człowiek traci jakikolwiek punkt odniesienia.
W Japonii- obrazy kataklizmu jak z Boscha. Fala tsunami jak przeskalowany górski potok przetacza się sama wyznaczając szeroki nurt. Domy stają się domkami z kart, samochody unoszącymi na falach pudełkami zapałek, statki- wśród potężnych wirów są jak łupinki z orzecha. I informacje, że w takiej łupince jest 100 pasażerów...To lekcja pokory. Japończycy są jej dobrymi uczniami, widzę to po rozmowach z moimi znajomymi stamtąd...
A na maleńkiej wyspie, przez którą byc może też przetoczyły się fale tsunami trwa projekt autorstwa Nicolasa Boltanskiego.Archiwum serc - to płytoteka nagrań 40000 serc ludzkich. Ciche i małe serca bijące na całym świecie, zagłuszone przez moment drżącą ziemią, wyciszone potężna falą.



9 marca 2011

Środa Popielcowa, głowy posypane popiołem. Piękne są chrześcijańskie ryty. Dla wierzących 40 dni próby odsuwania od siebie pokus.
Ćwiczenie dla ducha, moralny maraton. Niełatwy, przyznaję ;-)
Zaglądam przez ten czas na stronę dominikanów- wiele mądrych, cennych myśli tam usłyszałam! Nie tylko dla wierzących.



Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com