28 lut 2011

Co zobaczyłam w Gandawie czyli na palcach i szeptem przy van Eycku

Jest poniedziałek, drugi tydzień intensywnej pracy rozmieniony już na pięć drobnych dni :-) Jestem w Brukseli. Otacza mnie stan, który nazwać można partyzancką wiosną. Podmuchy wiatru cieplejsze, płaszcz frywolnie rozwiany, oko wyostrza się na krokusy na skwerach.

Czuję jeszcze oddech weekendu na plecach. Czas na zanotowanie ostatnich wrażeń. Zanim wpadnę w rytm codzienności nadam sobie własny ton, wolniejszy, sensowniejszy, ton tego, co własnie zobaczyłam.

W podróży dotyka mnie samodzielnie stwierdzona nadpobudliwość,  szczególna, bo obdarzona nadmiarem uwagi, z koncentracją jak u maturzysty. W podróży jestem jak przodownik pracy.
A to wszystko w towarzystwie niewinnego Ołtarza, dzieła braterskiej pracy Huberta i Jana van Eycków.



Byłam w Gandawie.

Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie Gandawę, jeśli tam nie byliście. Gandawa wygląda tak jak się  nazywa. Hypotypoza. Jest jak przetasowana talia kart. Wiemy czego można się spodziewać, ale nie do końca wszystko możemy przewidzieć. 

A więc wyobraźcie sobie równinę, rzeczkę Skaldę o ciemnych wodach, jak szew poprowadzony na tym gładkim materiale. Niewielkie historyczne centrum. Z płaskiej jak stół ziemi wyrastają z niego wieże. Przeskalowane, z ciężkiego kamienia, ale dotykające nieba, bo tu niebo zawieszone jest nisko, pokryte piętrem deszczowych chmur.  Gandawskie budowle miały onieśmielać. Widoczny znak mieszczańskich ambicji. Miały zadziwiać. Jak architektoniczny potlacz miały zawstydzać przybyszów z dalszej Północy i z Południa. 

Wieża ratuszowa, kościół świętego Mikołaja, katedra świętego Bawona (ciekawy jest poczet flamandzkich świętych , Bawon, Gudula...kim byli?). Kilka ulic. Kilka placów. Jak zwykle w takich miastach- sukiennice,  rynek zbożowy, rynek rybny, plac, gdzie można było kupić sól. Wszytko czego trzeba dla miasta, żeby prosperowało. A przy ulicach wyrastające na znak tego prosperowania kamieniczki, każda inna. Gandawa wygląda jak makieta urbanisty, przy niezakończonej jeszcze pracy. Coś jeszcze chciałoby się  przestawić, coś innego tak wrosło się w krajobraz, że nie sposób tego zmienić. Dlatego Gandawa jest tak malownicza.

Artystyczne serce miasta bije w małej kaplicy bocznej w katedrze. W niej ołtarz. Powstały z prywatnej fundacji, żarliwy kaprys mieszczańskiej pary. Potężny poliptyk na impregnowanych morskimi solami dębowych deskach. Sygnowany Van Eyck.


Stanęłam przed jednym z najważniejszych arcydzieł świata, Północy i Południa. 


Ołtarz Baranka Mistycznego. Dziś przypisywany jednemu z braci, młodszemu Janowi. 
To imię Jana zapisali historycy sztuki. Ołtarz rozpoczęli razem z Hubertem, w 1424 roku. Starszy Hubert zdążył pewnie tylko położyć podmalówki, może instruował młodszego Jana jak mieszać pigmenty. Razem pracowali przez dwa lata. Janowi przyszło samodzielnie ukończyć dzieło, po ośmiu latach pracy.


W centrum kompozycji stół, na nim Baranek, tryskająca wąską stróżką do kielicha Krew. W pierwszym planie studnia, w niej cicha, czysta toń. Po bokach korowody postaci, święci , męczennicy, pielgrzymi. W wyższej partii, w centrum - Bóg Ojciec lub Chrystus, z boku Jan Chrzciciel i Maria po prawicy, muzykujący Aniołowie, najwyżej sceny z życia biblijnych braci - Kaina i Abla. Adam i Ewa - nadzy. To widać na otwartym ołtarzu. 



Mieszkańcy Gandawy przez stulecia mogli oglądać poliptyk otwarty jedynie przez krótkie chwile, przy odurzających zapachach kadzideł, przy okazji świąt. 


Częściej widzieli ołtarz zamknięty. A tam scena Zwiastowania, gdzie Maria wygląda dziewczęco, ubrana w szatę udrapowaną jak pogięta kartka. Obok tekst Pozdrowienia anielskiego, który Van Eyck namalował jak w lustrzanym odbiciu. Archanioł: piękny i skupiony. Po środku- biforium z roztaczającą się wedutą. A na niej- Gandawa. I jeszcze martwa natura z dzbankiem. Jesteśmy na Północy. Nawet ołtarz kościelny musiał pomieścić malarski wątek z domów mieszczańskich. 

Po bokach fundatorzy. Zacna, choć nie dosłownie piękna Lysabetta Borluut i pełen żarliwej wiary Joos Vijdt. Zobaczcie na czole, jak krew mu pulsuje, popatrzcie jak ciąży mu sakiewka. Dowcipni twierdzą, że to ukryty komunikat Van Eycka- arcydzieło będzie kosztowało :

Jan dość przewrotnie sygnował swoje dzieła. 
"Zrobiłem jak umiałem", czy dosłownie -"als ick kann" - "tak jak potrafię". Bez wątpienia malował najlepiej, jak umiał. Jak nikt przed nim i  niewielu ( nikt ? ) po nim. 



Przed tym Van Eyckiem można stać godzinami. 


Zapewniam Was, że i dziś jest skutecznym wyzwaniem rzuconym poligrafii i muzealnym projektom "googli"!  Bo tylko na miejscu zobaczcie jak światło odbija się w kropli wody w fontannie z głównej kwatery. Tylko tu zobaczycie metaliczny połysk na dzbanku z martwej natury z zamkniętych skrzydeł ołtarza. Tylko tu kolory Was zadziwią, a szczegóły oszołomią!   



  

  

  


Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

24 lut 2011

Jerzy Nowosielski ( 1923-2011)



Jerzy Nowosielski. Kilka notatek

Kraków, Muzeum w Pałacu biskupa Erazma Ciolka
Kamienne piwnice. Stała ekspozycja ikon. Dziedzictwo bizantyjskie w ogromnym zagęszczeniu, od XIII wieku, ikona przy ikonie. Jako wstęp, antyszambr dla tego cichego świata ikony - obraz Jerzego Nowosielskiego. Eksponowany inaczej, na sztalugach. Współczesny, syntetyczny. Niosący doświadczenie Grupy Krakowskiej, tknięty artystycznym myśleniem awangardy, a mimo wszystko skierowany ku tradycji. Pełen transcendentnej sily.

Kościół w Wesołej pod Warszawą
Byłam tu przy innej, smutnej okazji, kiedy salwy uderzały w niebo by oddać honory kawalerzyście, Ś.P. Ludwikowi Maciągowi. Kościół maleńki. Szkatułka wypełniona jak Niebieskie Jeruzalem barwami. Pokryta polichromiami od kruchty po prezbiterium. Teologiczny wykład namalowany ręką mistrza. Obraz wiary oddany przez "pisatiela" ikon. Jednocześnie to  świat niezwykłej harmonii, gdzie kolory z polichromii odgrywają cudowną symfonię na cześć Boga.

Półka z książkami. Rozmowy z Jerzym Nowosielskim. Inność prawosławia.
Nowosielski - teolog- otwiera bramy bardzo hermetycznego świata. Prawosławie - pełne misteriów, bogate w symbolikę, nurzające się w niedosłowności. A jednocześnie pełne złota. Ustawione hierarchicznie jak w ikonostasie, gdzie każdy Prorok, każda scena ma swoje miejsce. Religia podporządkowania, rygoru, ale i cichości i  tajemnicy.

Wieczór, krakowska ulica.
Galeria, przed nią- garstka osób. Trwa wernisaż Marleny Nizio, jednej z malarek z pracowni artysty. Jednej z tych, która z szacunkiem patrzy na jego cień, rozumie jego geniusz. Chyba padał deszcz.
Przychodzi Jerzy Nowosielski. Poruszenie. Ci, którzy go poznali wiedzą, że promieniowało z niego jakieś dobro, spokój, dystans. Był tu i jednocześnie gdzieś indziej. Czasem odpływał myślami, słowami, za horyzonty, niesiony morzem wernisażowej atmosfery. Zawsze jednak w niewinny sposób. Zawsze jakoś tak kamerlanie. Czułam, że po tych popołudniach i wieczorach, przy stolikach z artystyczną bohemą Krakowa budził się rano z nową potrzebą tworzenia. Nieustanny mętlik artystów. Twórczy wywoływacz. Uwierająca codzienność, która każe im malować, rzeźbić, pisać.

Kraków, kawiarnia Europejska, tuż przy Rynku
Dużo tu atmosfery z innego czasu. Obsługa chyba powolniejsza niż gdzie indziej. Klientela odmienna. Trunki mniej światowe.
Można pytać kelnerów o Nowosielskiego. Czy przychodzi tu? Był wczoraj? Właśnie wyszedł? Bywa w środy?
Jak się zachowywał, jaki był? Wciąż pewnie można usłyszeć historie, historyjki, anegdoty.

Poznań, Muzeum Narodowe.
Naprzeciw schodów, za szeroką parawanową ścianą. Modelka z obrazu nie jest naga, a jednak niewypowiedzianie zmysłowa. Obraz wyciszony, w monochromatycznej tonacji. Obok - drugi portret- w czerwieni, prowokacyjnej i mocnej.

Gimnastyczki. Rysunki na papierze.
Prężne ciała, ciała odrobinę przodownicze. Młode i pełne wigoru. Silne i mocne, solidne jak rzeźby, choć ich materia to kruchy, pożółkły papier.

Rysunki z linią cerkwi
To chyba tęskne obszary wspomnień malarza. Może w Krakowie, którego niebo jest tknięte gotyckimi wieżami i horyzont zbudowany barokową linią Nowosielski tęsknił za Ławrą? Za pejzażem linearnym, horyzontalnym? Może w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych przy placu Matejki, wśród uwielbiających go studentów tęsknił za ciszą zakonu?

Warszawa. Nowy kościół Dominikanów
Dobrze jest przyjść tu wieczorem. Potężna, surowa  przestrzeń oddana jest ciemności. Światło wydobywa tylko jeden obraz. Ukrzyżowany Jezus Nowosielskiego wisi na drewnianej belce nad prezbiterium, zawieszony w przestrzeni, w blasku reflektora.Szczupłe dłonie, szczupłe stopy. Cisza bijąca z obrazu. Bizantyjski smutek.

Mistrz odszedł.
Brakowało Go wcześniej, bo byl najbardziej nieobecnym z obecnych. Wiedzieliśmy jednak, że gdzieś jest, wstaje, spogląda w niebo nad Krakowem, może siedzi w fotelu. Wiedzieliśmy, że już nie maluje. Ze choroba i wiek odebrały mu wiele. Teraz odszedł do Wieczności.
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

21 lut 2011

Walka postu z karnawałem




Jestem w mieście Bruegla.

W niedzielę byłam w Notre Dame de la Chapelle. To kościół położony na wzniesieniu. Z jednej strony- plac Grand Sablon. Mekka antykwariuszy w ciemnych welurach. Podłogi wykładane taliowanym marmurem, pokrywane stuletnimi dywanami z jedwabnej nici, wnętrza pełne błyszczących luster i kandelabrów. Ślad świetności dawnego imperium kolonialnego. W ekspozycji wyściełane purpurowym aksamitem fotele. Ludwik XIII. Ludwik XIV. U sąsiada Ludwik XV. Poniżej placu można dojść do wylotu maleńkiej uliczki de Blaes, by wstąpić na chwilę do innej rzeczywistości, do  niepodległego  królestwa nikomu niepotrzebnych rzeczy i mirabiliów nurzanych w tym morzu wszelkich potrzeb.

Ta dzielnica to jedno z niewielu miejsc na świecie gdzie można kupić dziewiętnastowieczne prawidła do butów i model samolotu ze skrzydłami z bladego pergaminu sprzed stu lat.  To pozbawione konstytucji i praw królestwo designerów nadających starym przedmiotom nowe życie. Skórzana,szyta grubą nicią piłka włożona w metalowe dyby w cudowny sposób została przerobiona na krzesło...W jednym ze sklepików można zakupić ławki jak z "Umarłej klasy" Kantora.

Wyobrażacie sobie z jaką satysfakcją znalazłam tu u jednego ze sprzedawców popiersie z terakoty przedstawiające głowę dziewczyny o rysach jak u Madonny z Krużlowej?

W  bocznej kaplicy kościoła -pod podłogą- pochowane szczątki Piotra Bruegla Starszego i jego żony. Na ścianie skromne epitafium, bez emfazy. "Nie musieliśmy spoglądać na wschód ani na południe, bo on sprawił, że cały świat odnalazł geniusza u nas".

Pewnie dzisiejsza rue de Blaes i plac Jeu de Balle byłyby dla Bruegla świetną inspiracją. Osiemdziesięcioletni akordeonista z pobliskiej kawiarni. Marokańscy sprzedawcy z okolicznych ulic. Rumiani antykwariusze. Przysadziści piekarze. Filigranowe barmanki o wyglądzie Edith Piaf. Brueghel, pierwszy autor komiksów, XVI wieczny nieutrudzony malarski gawędziarz pewnie spacerował tędy, zaułkami w okolicy rue Haute, na pobliskie targi, wyostrzając uwagę na głośne kłótnie przekupek i  śmiałe gesty handlarzy.


Na obrazie Brueghla, tym w Kunsthistoriches Museum w Wiedniu, narracja nie daje oglądającemu wytchnienia. Horror vacui, całe płótno wypełniają miniaturowe postaci w ciągłym ruchu, w nieustającej pogoni za karnawałem.

Do walki stają dwa szwadrony. Z jednej strony ludzie wiecznego karnawału, z krępym jeźdźcą na  beczce, przaśnym, walecznym, uzbrojonym w kij od rusztu. Z drugiej- wychudzony asceta z zapadniętymi policzkami,na zbitej z desek marnej sedii gestatorii, prowadzony przez tłum równie umartwionych. Ten będzie walczył drewnianą łopatą do pieca, z błyszczącymi ewangelicznymi rybami na konsze.

A gdzie jest malarz? Raczej gdzieś z boku, poza dwoma grupami z obrazu.

"Walka postu z karnawałem". Definicja harmonijnego życia według Brueghla. Chyba wiedział czym ono jest. W końcu zasłużył nim na spoczynek pod kościelną posadzką i epitafium wdzięcznych potomków w bocznej kaplicy.

PS
Bardzo dziękuję za wszystkie wpisy i wiadomości. Obiecuję, że na wszystkie nadejdzie odpowiedź...Na razie gonię czas, pewną zaległą lekturę i niekiedy poranny autobus :-) Serdecznie Was pozdrawiam z Brukseli!
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

18 lut 2011

Blog roku 2010 w kategorii kultura oraz pozakonkursowe wyróżnienie Jury Konkursu


Są w życiu momenty, kiedy serce uderza jak skrzydła motyla uchwyconego w dłonie, ale jakiś dobry głos szepcze : chwilo trwaj ! 

Doświadczyłam tego wczoraj, w Teatrze Capitol w Warszawie. 

Podczas finałowej gali konkursu Blog Roku odebrałam dwie wspaniałe nagrody - za Bloga Roku w dziedzinie Kultury z rąk Pana Profesora Jerzego Stuhra oraz wyróżnienie pozakonkursowe od Kapituły Konkursu z rąk Pani Jolanty Kwaśniewskiej. Usłyszałam przy tym słowa, które są dla mnie prawdziwą laudacją. Bardzo za nie dziękuję!

Profesor Jerzy Stuhr o moim blogu
Obrady Jury Konkursu - miło słyszeć takie słowa !








Od tego czasu usłyszałam tak wiele miłych słów i gratulacji, spływających do mojej skrzynki pocztowej, do bloga , do telefonu komórkowego! Za wszystkie bardzo dziękuję. 
Próbuję zatrzymać emocje. Myślę o tym, co zrobię z nagrodą- chciałabym, żeby wspomogła kogoś, kto tego potrzebuje - wygrany laptop pewnie trafi do zalanej w powodziowej apokalipsie wioski na Lubelszczyźnie. 
  
A ja w podróży przez lata i miejsca bliskie mojemu sercu  myślę o tym, czemu zawdzięczam wczorajszą nagrodę. 

O moich Rodzicach, którzy zabrali naszą rodzinę w podróż do Włoch dużym fiatem FSO , w którego chłodnicy gotowała się woda, a konieczne oszczędności na paliwie wymuszały gaszenie silnika, gdy zjeżdżaliśmy z górki, gdzieś we włoskich Apeninach.  O Mamie, która wobec trudnych okoliczności życiowych i wypadku mojego Taty starała się wychowywać mnie i moją siostrę w szacunku do ludzi i pracy. 
O Rzymie, który zobaczyłam  po raz pierwszy jako dziesięciolatka (mój wjazd do Rzymu był wówczas spektakularny, w zepsutym aucie, tym pamiętnym szarym dużym fiacie, na lawecie prowadzonej przez włoskiego mechanika, który śpiewał jak Pavarotti!). O muzeum w Wilanowie, gdzie stawiałam pierwsze kroki jako trzylatka. O Czarnolesie Kochanowskiego, gdzie gdy spędzałam wakacje u mojej Babci, wyobrażałam sobie poetę, który pół tysiąca lat wcześniej stamtąd pojechał do Padwy. O Krakowie, w którym tyle razy chodziłam ścieżkami świętych i artystów. O Paryżu, który odkrywałam z moją siostrą jako siedemnastolatka, pieszo, od Trocadero po Montparnasse.  O Asyżu, z którego pamiętam zapach pnących się do nieba cyprysów. O Florencji, gdzie miałam szczęście studiować , na Uniwersytecie i wśród zabytków miasta. O europejskich muzeach, o zabytkach polskich miast i miasteczek, o wioskach dotkniętych historią i wielkimi wydarzeniami.


O wspaniałych Ludziach, których spotykamy na naszych życiowych drogach i o doświadczeniach, które choć najpierw pozbawione sensu potem okazują swoją mądrość. O wszystkich darach losu!

O momentach , kiedy tracimy na chwilę wiarę w siebie, po to by po chwili ją odzyskać, z nawiązką.


Dziś - z tych wszystkich powodów, dzięki tym wszystkim Osobom- odczuwam olbrzymią wdzięczność dla Nich! 
Za wcześnie jednak na podsumowania, więc odczuwam także wielką mobilizację!

Justyna Napiórkowska


Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

16 lut 2011

Zapomniani mistrzowie


Historia sztuki bywa niekiedy niesprawiedliwa, a los artystów i ich dzieł - przewrotny.

Niektórzy żyli i umierali w nędzy i szaleństwie, nieodkryci przez świat,  znajdując także w swojej biedzie impuls dla twórczości. Czy Van Gogh wyobrażał sobie z jaką celebrą będą otwierane jego wystawy w muzeach Paryża, Londynu i Amsterdamu? Pamiętam dziennikarskie otwarcie wystawy w Royal Academy Of Arts. Wśród setek reporterów, błysków flesza i dynamicznych dziennikarek BBC pojawił się potomek Theo Van Gogha, rudy, zielonooki, tak podobny do malarza z autoportretów...



Niektórzy artyści święcili triumfy, dumnie nosząc nadawane im godności , obsypywani złotem i nadaniami, a chwilę po śmierci popadali w niełaskę amatorów sztuki. Tak było z cudownym Georgem de la Tour.

Malarz tajemniczy jak jego dzieła. Prawie rówieśnik Caravaggia. Twórca francuskiego tenebryzmu. Z ciemności łuną światła wydobywał portretowane twarze, budując nastrój tajemnicy i niedopowiedzenia. Przez cały XX wiek z mrocznych dla de la Toura wieków  historii jego biografowie w trudnych kwerendach poszukiwali  choć pojedynczych zdań świadczących o jego sławie za życia. A sława była wielka. Georges de la Tour dumnie sygnował się jako malarz królewski Ludwika XIII.
Jak to się zatem stało,że w XVIII i XIX wieku większość jego dzieł w tworzonych salach muzealnych przypisywano innym malarzom- braciom Le Nain, Caravaggionistom, niekiedy nawet Velasquezowi ? Nazwisko Georgesa de la Toura, handlarza zbożem i malarza królewskiego było całkowicie zapomniane.

Dopiero na początku XX wieku po odkryciu dokonanym  przez pewnego niemieckiego erudytę, baczniej przyjrzano się niektórym dziełom i zmieniono etykietki muzealne. W kilkunastu muzeach - między innymi w Luwrze pojawił się nowy opis. Georges de la Tour, malarz loreński z miasta Luneville. Geniusza odkryto ponownie, po dwóch stuleciach.

Oglądałam kiedyś we francuskim Nantes jego obrazy, te wcześniej przypisywane innym.

Dzisiaj znanych jest około czterdziestu jego  obrazów, ale "delatourów" powstało blisko trzysta. Pewnie zdobią ściany rezydencji rodowych, a niekiedy spoczywają na strychach i w piwnicach. Może uczestniczą w malarskiej maskaradzie, udając obrazy innego autorstwa? Jak polski obraz El Greco- przez lata anonimowy , od kilku dekad rozpoznany i od niedawna eksponowany w siedleckim muzeum?


Georges de la Tour, Anioł ukazujący się św. Józefowi, ok. 1628-1645, Musée des Beaux-Arts w Nantes
El Greco, Ekstaza świętego Franciszka, 1575- 1580, Muzeum Diecezjalne w Siedlcach 
Wystawa Van Gogha w Royal Academy of Arts, fot. Justyna Napiórkowska 
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska
 www.osztuce.blogspot.com

11 lut 2011

Muza Picassa

Dwa dni temu w domu aukcyjnym Sotheby`s sprzedano kolejny w ostatnich latach portret Marii -Thérèse Walter, muzy i kochanki Picassa. 
Inny akt panny Walter od maja zeszłego roku utrzymuje status najdroższego dzieła szuki na świecie. 
  
Pablo Picasso, "Sen"- portret Marii -Thérèse Walter, Sotheby`s

Maria -Thérèse przez kilkanaście lat była muzą i kochanką Picassa. Przy tym romans z nią pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych wątków w jego biografii.


Kim była modelka? 
Maria -Thérèse i Pablo Picasso poznali się w styczniu 1927 roku.
Było to idealne spotkanie nimfy i satyra. Ona- siedemnastoletnia panna, on- czterdziestokilkuletni paryski dandys. Kiedy pojawiał się w kawiarniach przy Boulvard Saint-Germain szeptano z  wrażenia. Ilekroć jestem w kawiarni Les deux-Magots czy w La Palette przy rue de Seine, mam wrażenie , że miejsca te trwają zawieszone w czasie, w niezwykłej atmosferze lat dwudziestych. 
Pablo był już wtedy wielkim Picassem, idolem Paryża, autorem skandalicznych "Panien z Avignonu"- przyciągającym swoim artystowskim zachowaniem, ale i budzącym szacunek. Był też mężem pięknej tancerki opery paryskiej, Olgi Koklovej.


Picasso po raz pierwszy zobaczył Marie-Thérèse pod galeriami Lafayette.Paryż, zima wokół.  Dziewczyna była subtelną blondynką, nie tak wyrazistą ani charakterną, jak inne, wcześniejsze i późniejsze muzy Picassa. Legendarna jest scena zapoznania. Malarz miał powiedzieć: " Jestem Picasso. Ty i ja uczynimy rzeczy wielkie".  W malarstwie tę swoją deklarację zrealizował. Marie-Thérèse jest modelką z wyjątkowych obrazów Picassa.


Spotykali się w tajemnicy przez wiele lat. Trwali w tym  romansie. Maria-Thérèse zamieszkała nawet przy rue de la Boetie, żeby być bliżej, naprzeciw kamienicy  swojego kochanka. W 1935 roku urodziła mu córkę, Mayę . Rok później Marie -Thérèse- ta która była przyczyną zdrady - także została zdradzona - Picasso poznał Dorę Maar.  


Maria -Thérèse Walter 



Picasso był w całym swoim życiu  jak król Midas. To czego dotykał zamieniało się w złoto, ale nikomu, może z wyjątkiem artysty,  nie dawało autentycznego szczęścia. 

Picasso to według wszystkich biografów człowiek autentycznej pasji, człowiek czasu teraźniejszego, nie myślący ani o przeszłości, ani o przyszłości. 
Ani żonom, ani kochankom nie dawał jednego: wiernej miłości. Z pewnością natomiast podarował im miejsce w swojej biografii. Zarówno tej życiowej jak i artystycznej, bo kobiety Picassa były równorzędnie jego partnerkami w życiu i muzami z obrazów. Każda z kobiet, fascynujących egerii Picassa mogła dopisać najczęściej dość dramatyczny rozdział do historii jego życia.Stały się częścią biografii artysty. 

Miał dwie żony i czwórkę dzieci: syna Paula z  Olgą, córkę Mayę z kochanką Marią-Thérèse oraz  Claude`a i Palomę , wydziedziczonych przez artystę po tym jakich matka, Françoise Gilot opublikowała autobiograficzne  "Życie z Picassem".  Maria- Thérèse wiele lat po rozstaniu z mistrzem popełniła samobójstwo. 

André Malraux dostrzegał wyjątkowość sztuki Picassa w jego "dzikości", barbarzyństwie, pierwotności. Sztuka i życie artysty były sobie bardzo bliskie. Picasso jawi się jako utalentowany szaleniec, egocentryk podążający zawsze- zarówno w życiu jak i w sztuce za swoimi instynktami. 

Artystyczna biografia Picassa - to także kronika jego miłości. Olga Koklova występowała w łagodnych portretach "okresu różowego" - subtelna i elegancka. Maria-Thérèse inspirowała syntetyczne , pełne  erotyzmu rysunki i grafiki z karnetu Vollarda. Dora Maar w portretach ukazywała się jak w potłuczonym lustrze. Françoise Gilot- jako artystka  starała się z Picassem rywalizować. Podobno dziś nie lubi , gdy ktoś przy niej wymawia jego nazwisko.  

Notatki na marginesie 

8 lutego 2011
Nowe kino rosyjskie po prostu mnie zachwyca. Ponownie zobaczyłam "Powrót" i po raz pierwszy " Wygnanie" w reżyserii Andrieja Zwiagincewa. To nazwisko uzupełnia reżyserską triadę z Andriejem Tarkowskim i Nikitą Michałkowem. Rzeczywistość upleciona jak gobelin- z cichych słów i sugestywnych obrazów, na pograniczu sacrum. Przy tym- obłędne kadry najlepszych operatorów świata. Zawrót głowy !

3 lutego 2011
Byłam na świetnym koncercie w Teatrze Polskim.
Wybitni jazzmani- Enrico Rava i Stefano Bollani. Instrumentalna rozmowa na trąbkę i fortepian. Znakomite!

2 lutego 2011
W Egipcie wciąż dzieje się źle. Mubarak nie ustępuje, świat się martwi. Chyba wrócę do "Cesarza" Kapuścińskiego, żeby zrozumieć mechanizmy władzy.

Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

9 lut 2011

"Powrót" do kina


Zobaczyłam po raz drugi "Powrót" Andrieja Zwiagnicewa. To film , który poruszył europejskim światem kina. Może go nie zrewolucjonizował, ale przywrócił mu niezwykłą aurę, dzięki której obraz jest nośnikiem bardzo wielowymiarowych treści.

To historia powrotu ojca do domu, po długiej nieobecności. Nie wiadomo gdzie był. Nie wiadomo dlaczego wraca. Jego synowie- mali chłopcy nie zadają pytań, ale bacznie obserwują. Spotkanie z ojcem jest momentem zmężnienia. Wspólny wyjazd na tajemniczą wyspę ma być okazją wymazania długiego czasu, który wypełniała pustka i nieobecność. Czas na zbudowanie ojcowskich relacji, czas dojrzewania właściwie wszystkich trzech bohaterów (w świetnej triadzie aktorskiej złożonej z Konstantina Ławronienko w roli ojca  i chłopców: Vladimira Garina i Ivana Dobronravova). To historia opowiedziana jak w greckiej tragedii - intensywnie i bez szczędzenia emocji, w jedności miejsca i czasu.


Nie bez powodu  film porównywano do ikon Rublowa- skłaniających do medytacji, rytmicznych i harmonijnych. Tak innych od bardziej dosłownych,  wypełnionych narracją i pokrywanych złotym płatkiem ikon malarstwa bizantyjskiego.

Kino Zwiagincewa jest ulotne, pełne niedopowiedzeń, suspensu; reżyser zostawia dużo miejsca dla widza. To kino surowych pejzaży, wyrazistych twarzy. Kino urwanych dialogów. Aktorzy mówią niewiele. Kamery są dyskretne, podglądają bohaterów niezauważone. A film jest tak sprawnie nakręcony, tak mistrzowsko zmontowany, że powoduje dreszcz zimna, gdy nad potężnym jeziorem ( Bajkał?) powiewa chłodna bryza.



Krytycy w Wenecji dzielili się swoim zachwytem, przyznając Złote Lwy. Poruszona publiczność w stanie katharsis dawała owacje na stojąco.
Dobra wiadomość na koniec- klika znakomitych filmów można oglądać tutaj, w internecie.

Udanego seansu!
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

5 lut 2011

List z Kazimierza, notatki z podróży

Jadę do mojego Kazimierza nad Wisłą. Zawłaszczam to miasto, to tu osiemdziesiąt lat temu wówczas chłopiec, a trochę później kawaleryjsko-przystojny młodzieniec przypłynął Wisłę wpław, z Janowca. W okolicy, razem z kolegami wrzucał kaczki do studni, a potem wszyscy -  ile tchu - biegli nad rzekę, żeby zobaczyć jak wypływały spod wody jakimś tajemnym kanałem. Taką historię znam z rodzinnych opowiadań.  Wyobrażacie sobie takie rozbawione dzieci, biegające po skarpie wiślanej wśród okrzyków i śmiechów? Wśród nich był  mój dziadek, ze swoimi braćmi :-). Ci chłopcy, lata później,  po wojnie,  wznosili Warszawę z gruzów.

Mój Kazimierz zaczyna się tam, gdzie dla  niektórych Kazimierz się kończy.


Miasto wysokich attyk i grubych stiuków ze sklepień fary.
Miasto niezależnych psów wędrujących przez rynek i apodyktycznych kotów wylegujących się wśród rozstawionych szeroko okiennic. Niedługo zakwitną tutaj kaskady pelargonii.
Miasto porośniętych dzikim winem domostw.
Miasto miłości - skrytej, legendarnej,  między piękną Esterą i królem Kazimierzem.

Miasto u stóp wzgórz,  posadowione wśród malowniczych  wąwozów, w  niecce winorośli i pasiek.

Kolonia artystyczna , przyciągająca niegdyś wybitnych artystów malarzy. Był tu Gierymski, Pankiewicz, Pruszkowski, Ślewiński, Eibisch...Malarskie bractwo, które ściągnęło tutaj  przywołane artystowską atmosferą, malowniczymi widokami i historią w każdym wapiennym kamieniu.

Ludzie sztuki podążali tu za śladem świetności złotych lat handlu żytem i pszenicą , gdy port kazimierski wypełniony był gwarem handlarzy zbożem i spekulantów, a pod ścianą wzgórz wyrastały wdzięczne  jak haftowane serwety spichlerze. Renesans i manieryzm przynosili tu we własnej wiedzy włoscy rzemieślnicy, Komaskowie, budowniczowie znad jeziora Como. Nadobni mieszkańcy, Przybyłowie wznosili przy rynku dumnie wyrastające w niebo kamienice na część swoich świętych patronów, Krzysztofa i Mikołaja. Dzisiaj z tych fasad można odczytywać nieco zapomnianą ikonografię. Święty Krzysztof ( z greki -  Christo-pheros - niosący Chrystusa) wyrzeźbiony na jednym z budynków przekracza strumyk pełen raków i ryb z maleńkim Chrystusem usadzonym na ramieniu. Po drugiej stronie Wisły, na wysokości flisackiego Męćmierza  błyszczał bielą wapiennych skał zamek w Janowcu, a w kościele farnym wielki Santi Gucci rzeźbił nagrobki właścicieli miasta, Firlejów.. A propos Andrzej Firlej ufundował miasto z pożyczki udzielonej mu przez Jana Kochanowskiego...
Ach, cóż za czasy, gdy poeci udzielali pożyczek inwestorom ;-)!!!

Dziś jeszcze Kazimierz żyje aurą tamtych obecności.


To jest właśnie mój Kazimierz.

Może poczytam "Notatki włoskie" Marii Kuncewiczowej? A może "Samuela Zborowskiego" Jarosława Marka Rymkiewicza? Do usłyszenia w przyszłym tygodniu!



Podoba się Państwu ten blog? Jeśli tak- to proszę o oddanie głosu w konkursie na Blog Roku przez wysłanie SMS-o treści E00118 na numer 7122 . Koszt sms-a to 1,23 zł, a dochód zostanie przekazany na organizację turnusów rehabilitacyjnych dla dzieci niepełnosprawnych.
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

3 lut 2011

Zaproszenie do pałacu

Czytam "Pałac" Wiesława Myśliwskiego. To jedna z moich lektur "równoległych". Jednocześnie jestem w pierwszej ćwierci "Traktatu przy łuskaniu fasoli" i u zarania "Widnokręgu" tego samego autora. Ale znajduję usprawiedliwienie dla takiej szczególnej, powolnej lektury  - proza Myśliwskiego ma coś z Prousta. Trzeba czytać uważnie, bo znaczące zdania wplątane są w zwykłe okoliczności. Jak smak magdalenki maczanej w lipowej herbacie, który pozostaje po przeczytaniu siedmiu tomów "W poszukiwaniu straconego czasu".


Magdalenka u Prousta miała być wywoływaczem pamięci. "Pałac" Myśliwskiego u mnie wywołał myślenie o zmianach, przemijaniu i ...podwójnym życiu budynków. O tym jak trwają, mimo zmieniających się czasów, gdy nie ma ludzi, którzy wypełniali ciszę wśród starodrzewia rozmową.

U Myśliwskiego,  wraz z nadejściem frontu wojennego do opuszczonego pałacu wchodzi okoliczny mieszkaniec, chłop.Chodzi po komnatach, mości się w fotelach, dotyka porcelan i szpargałów. Daje się ponieść wyobraźni, wymienia swoje życie na inne.

Zapraszam do takiego pałacu.



Guzów. Kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy.  Miejsce, które kiedyś było centrum - dziś jest peryferią, zagubioną wśród równinnych pejzaży. Kiedyś wiodły tu złociste,piaskowe drogi wśród chabrów, dziś trzeba z trasy zboczyć, pozwolić sobie na komfort tracenia czasu, żeby tu dotrzeć. A kiedyś to w takich miejscach rodziła się kultura i kiełkowała - na okolice, miasta, kraje...To w murach Guzowa narodził się Michał Kleofas Ogiński, któremu przypisywany jest polonez "Pożegnanie Ojczyzny ".

Pałac w ostatniej swojej historii należał do rodziny Sobańskich. Na domowników spoglądała Olga Boznańska z autoportretu, w kolekcji rodzinnej były obrazy Matejki, Simmlera,  Fałata, Aleksandra Gierymskiego.
Salę balową zdobiło "Szczęśliwe małżeństwo"-  obraz  przypisywany Jacques-Louis Davidowi. Meble sprowadzone z Paryża były quasi relikwiami po Napoleonie, do którego  wcześniej należały. Tu pielęgnowano pamięć.

To pałac pełen historii.


Jeszcze kilka lat temu mógł być otwartym placem zabaw dla okolicznych dzieci, do łatwych ćwiczeń z wyobraźni, do udawania książąt i królewien.

Dzisiaj pałac w Guzowie jest świadectwem potwornego działania czasu. 6 września 1944 rok pałac odebrano właścicielom i upaństwowiono. Po1989 roku pałac powrócił do rodziny Sobańskich.
Pewnie za moment rozkwitnie znowu, ale polecam Państwu wizytę jeszcze teraz, żeby zobaczyć nadłamane herby i skruszałe panoplia. To doświadczenie niezwykłe!

Fotografie z Guzowa - 
Paweł Pisarski,  http://pawlowskiklient.vel.pl/pawel/
Wiesław Myśliwski, Pałac, Wydawnictwo Znak


Podoba się Państwu ten blog? Jeśli tak- to proszę o oddanie głosu w konkursie na Blog Roku przez wysłanie SMS-o treści E00118 na numer 7122 . Koszt sms-a to 1,23 zł, a dochód zostanie przekazany na organizację turnusów rehabilitacyjnych dla dzieci niepełnosprawnych.
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com

2 lut 2011

Kto mi dał skrzydła

Szanowni Państwo,

proszę o wyrozumiałość- kilka linijek poświęcę tylko i wyłącznie mojej radości ! A radość jest ogromna!
Blog, którego jesteście Państwo Czytelnikami został wybrany przez Pana Jerzego Stuhra jako jeden z trzech blogów finałowych konkursu Blog Roku w dziedzinie Kultury.

Kiedy zaczynałam pisać, miałam niekiedy wrażenie, że teksty trafiają w wielką, wirtualną przestrzeń, a teraz widzę, że trafiają prosto do Państwa. I za to dziękuję! Postaram się wypełniać tę stronę jak najlepszą treścią!

Oto co daje mi skrzydła!

Szanownemu Jurorowi i Państwu- Czytelnikom - bardzo dziękuję!

Justyna Napiórkowska
Justyna Napiórkowska
Autorka Blogu Roku w dziedzinie Kultury
www.osztuce.blogspot.com
Udostępnij
Więcej sztuki? Zapraszam na blog : www.napiorkowska.blogspot.com Justyna Napiórkowska www.osztuce.blogspot.com