29 kwi 2009

Szkice z podróży - nowa wystawa


Ulica pamiętników


"Na ulicy pamiętników

było pusto.

Tylko co jakiś czas

przechodził któryś z czytających."



Ten fragment wiersza Joanny Wiszniewskiej Domańskiej niech będzie zaproszeniem do zobaczenia jej grafik w Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej.


Główny topos w twórczości artystki to motyw podróży.


Więcej na ten temat - już wkrótce w moim komentarzu w TVP3 - "Qadrans Qltury".



28 kwi 2009



Brussels...

Bruksela nie jest Antwerpią ze wspaniałą katedrą, nie jest Paryżem ( z choćby odrobina tego co w Paryżu ), nie jest też Londynem, choć najwyraźniej pragnie by choć odrobina blasku tych miejsc skapnęła na nią, w końcu królową w koronie.

Nota bene, to ciekawe, że Unia Europejska wybrała właśnie Brukselę na lokalizację swojej wieży Babel . Ostoja demokracji w szrankach z arystokracją. Mają tu króla i królową, dwór i strony rodziny królewskiej w prasie kolorowej, a budują Europę na greckich fundamentach demokracji . Miło jednak pomyśleć, że błękitna krew księżny Matyldy pochodzi od polskich przodków.

Dekoracje kamienic przy Grand Place miały i muszą zachwycać żądne ludycznych efektów pospólstwo. Tam gąska, tu niedźwiadek , wszystko stosownie burżujskie, dziś pokryte patyną czasu, która sprawia, że nawet prawdziwie jarmarczny Mannekin Pis pozostaje jednym z najbardziej odwiedzanych punktów turystycznych w mieście.

Secesyjna Bruksela objawia się w krótkich olśnieniach. Nie udaje się tu przemierzać miasta płynąc wzrokiem po złoconych fasadach. Co chwila bowiem wzrok jest gwałtownie zatrzymany nową (często kiepską ) architekturą i człowiek czuje się tak jakby w scenie poprzedzającej spotkanie Odette i Sigfireda nad jeziorem łabędzim wśród płynących w zgrabnym pas łabądków pojawił się gawron. Generalnie w porządku, ale niewłaściwy kontekst.

Jednak kiedy nadchodzi ten moment olśnienia- to daje prawdziwa nagrodę dla oczu. Secesja brukselska , w przeciwieństwie do tutejszego gotyku ( poprawnego ,ale nie rzucającego na kolana jak katedry Francji ) to nie czyściec, ale niebo dla oczu.

Jeśli ktoś chce zacząć poznawanie Brukseli od deseru- to może zasmakować prawdziwej słodyczy dla humanisty w Muzeum Instrumentów Muzycznych.
Jeśli chce zaś pokarać się daniem głównym, to polecam Rue des Bouchers . Najbardziej turystyczna ulica restauracji. Kelnerzy tak bardzo śpieszą, by realizować gastronomiczne wybory turystów, że zdarza im się podać mule jeszcze z piaskiem. W dobrym towarzystwie nie miało to większego znaczenia.

Ale jest w Brukseli także restauracja, urządzona w industrialnym wnętrzu, gdzie przed podaniem potraw, goście zamiast menu otrzymują wspaniały album z architekturą miasta.
A za chwilę-napiszę o artbrussels !

25 kwi 2009

Filmy z malarstwem w tle

Blog o sztuce ma chyba prawo objąć także film?


Pretekstem do tego niech będzie fakt, że chcę napisać o dwóch filmach, w których malarstwo jest obecne.

Tatarak Andrzeja Wajdy ( a może raczej Andrzeja Wajdy i Krystyny Jandy) to film w filmie, opowieść w opowieści , bo akcja zekranizowanego opowiadania Iwaszkiewicza zamknieta jest klamrą współczesnej , prywatnej historii Krystyny Jandy.


Andrzej Wajda powiedział w jednym z wywiadów , że zawsze wraca do Iwaszkiewicza , bo w jego tekstach są dwa najważniejsze tematy - miłość i śmierć. Tu - przeplatają się, choć interpretować trzeba ostrożnie, by z głebi prozy Iwaszkiewicza nie przerobić na mieliznę romansu.


Nad opowiadaniem, jak mówi główna bohaterka , wciąż unosi sie śmierć. U Iwaszkiewicza nawet w tytule czai się pandemium: tata-rak. W moim odczuciu jest tylko jedna scena, która przynosi ukojenie- gdy cały kadr obejmuje tylko spokojnie falującą wodę rzeki. W każdym innym kadrze jest niepokój, coś co burzy piękno rozkwitłego lata w pejzażach i malowniczość domu doktorowej. Nawet w radosnym jej spotkaniu z Bogusiem, gdy chłopak ( raczej z niego chłopak niż chłopiec) przychodzi pożyczyć książkę, niepokój wkrada się dyskretnie- w tytule " Popiół i diament".


A obecność malarstwa ( ważnego dla Wajdy, który przed reżyserią studiował na krakowskiej ASP u Eibischa) przejawia się w czytelnym odniesieniu do Hoppera. Kadry ze scen monologu Jandy są z niego przeniesione - standardowa przestrzeń pokoju hotelowego wypełniona jest jedynie opowieścią aktorki.


Drugi film - to Vicky, Cristina Barlecona- film Woodiego Allena. Najkrócej : zmysłowa Barcelona i pogubieni w tej zmysłowości ludzie.


A malarstwo jest obecne w etosie geniuszu, którym otaczają się główni bohaterowie - malarze - brawurowo zagrani przez Javiera Badem i Penelope Cruz. I w niezwykle plastycznie oddanej architekturze Gaudiego.




24 kwi 2009

Bruksela

W Brukseli mam kilka swoich miejsc.

Lubię zajrzeć na Grand Sablon, gdzie eleganccy Brukselczycy przy kawie na słonecznym placu komentują wydarzenia tygodnia ( o ile wypada akurat jeden z tych nielicznych słonecznych dni w Brukseli ).

W sobotni albo niedzielny poranek odwiedzam Place Jeu de Balle, jak wskazuje nazwa niegdyś plac do gry w piłke, dziś mekka antykwariuszy. Między stoiskami z antykami, starymi książkami, kompletami mebli ,gdzie Empire sąsiaduje z Ludwikiem XV i rzadziej z Bidermeierem przechadzają się o świcie marszandzi w welurowych marynarkach i rozgladają za cennym przedmiotem wśród tysięcznych drobiazgów. Jak cierpliwi poławiacze pereł, szukają na marche' aux puces szlachetnego blasku precjozów z historią.

Wchodzę do kościoła, gdzie skromna płyta przypomina, że to tu spoczywa Pieter Breughel Starszy. Ciekawe, że prawie zawsze kiedy tam byłam, pod umieszczoną na ścianie kaplicy płytą leżały pojedyńcze kwiaty. Najwyraźniej są ludzie , dla których to malarstwo jest tak ważne, że nie ograniczają się do przeglądania albumów i zasobów Królewskich Muzeów, ale pielgrzymkują śladami mistrza, oddając mu tym hołd.

Tym razem moja podróż do Brukseli związana jest też z ArtBrussels, spotkaniem ludzi sztuki. Spróbuję wkrótce zrecenzować Państwu to , co zobaczę.

P.S. Bruksela wypełnia swoje statystyki pogodowe - pada deszcz ! :)

15 kwi 2009

Co czytać ?

Są takie książki, do których po prostu trzeba wracać.


Jedno z najbardziej dostępnych miejsc na mojej półce zajmują książki Zbigniewa Herberta. To on pisał do Miłosza z Włoch : jestem na kolanach, u źródła. W swoich śródziemnomorskich esejach niezwykle wyraźnie oddawał tę postawę neofity, który cierpliwie, mimo upałów i znojów podróży nie zatraca uwagi dla mniej lub bardziej ważnych didaskaliów z włoskiej scenerii. Patrzy i czuje. Prawdziwie odbiera to, co rozpościera się przed nim.

Książki Herberta są właściwie szkołą patrzenia, nauką skupienia dla tych, którzy wierzą bardziej obiektywowi swego aparatu niż własnym zmysłom przy odkrywaniu arcydzieł sztuki i zabytków kultury. Współczesne muzea nie stanowią naturalnego środowiska dla sztuki. Miejscem dzieł sztuki były kościoły, prywatne gabinety. Herbert oddaje im ich prawdziwy kontekst. Pochyla się nad dziełem, odkrywając jego prawdziwy charakter, tajemnicę geniuszu twórcy i jego czasów. Bo gdy patrzymy na prace Fra Angelico, czy nie warto w nich dostrzec pełnych dewocyjnego oddania obrazów autora, o któym Vasari pisał, że nie mógł namalować sceny Ukrzyżowania nie uroniwszy łzy?


W przypadku Herberta, jako czytelnik zostałam powiedziona do ponownego spojrzenia na sztukę.
Przy tomiku Janusza Szubera przyznaję, iż to sztuki plastyczne powiodły mnie ku poezji.

Reprodukcja grafiki profesora Leszka Rózgi na okładce książki jest w przypadku tej pięknie wydanej, niewielkiej publikacji Wydawnictwa Literackiego najlepszym dowodem na współistnienie i współoddziaływanie sztuk. Poeci inspirują się obrazem, malarze muzyką , muzycy poezją.
Wspominany Herbert pisał do Szubera :"niestety mój drogi przyjacielu jest Pan poetą i nic na to nie można poradzić. Składam wyrazy mego podziwu" .





"Literatura i malarstwo" Aliny Białej to ładnie wydany album stanowiący kompilację tektów i obrazów. Teksty komentują obrazy, obrazy pozwalają lepiej zrozumieć teksty. To prawdziwe vademecum pozwalające spojrzeć na sztukę oczyma poetów i pisarzy, a teksty odczytać przez pryzmat obrazów. Miła i inspirująca lektura!

10 kwi 2009

Wielkanoc



Opłakiwanie z Chomranic to jeden z najcenniejszych obrazów średniowiecznych w polskich zbiorach. Został namalowany około 1440 roku. Dziś znajduje się w zbiorach Muzeum Diecezjalnego w Tarnowie, ale pochodzi z Chomranic w okolicy Nowego Sącza.

W centrum kompozycji, pod krzyżem stoi Maria pochylająca się nad bezwładnym Ciałem Swego Syna. Na Jej twarzy jest głęboki smutek, nie ma jednak rozpaczy.
To ciche opłakiwanie. Opłakiwanie bezgłośne.

Ciało Zbawiciela ułożone na prześcieradle i okryte perizonium cechuje łagodność - to duży kontrast w porównaniu do ciała jednego z łotrów, w konwulsyji skręconego na krzyżu.

Scena jest dynamiczna, choć wszystkie postaci są jak z kamienia, zatrzymane w bezruchu. Przyglądamy się konkretnym czynnościom osób uczestniczącym w zdejmowaniu Ciała z krzyża. Maria Magdalena podaje Janowi olejki wonne, Maria Kleofasowa spokojnie przygląda się Jezusowi, Nikodem i Józef z Arymatei dźwigają Jego Ciało.

Jednak to postawa Matki Boskiej jest najbardziej znacząca, najbardziej przyciąga uwagę. Z Marii emanuje żal, ale nie poczucie beznadziei. A przecież przed kilkima godzinami patrzyła na okrutną mękę swego Syna. Asystowała przy Jego śmierci. Była bezradna wobec wydarzeń.

Jednak w scenie pod krzyżem patrzy w smutku, żalu, ale ze spokojem.

Oczekuje na moment chwały, który ma nadejść trzeciego dnia.

Z okazji Świąt Wielkanocy życzę Państwu tak poteżnej wiary, nadziei i miłości, jaką miała Maria.

Mistrz Opłakiwania, Opakiwanie z Chomranic, 1440, Muzeum Diecezjalne w Tarnowie

8 kwi 2009

Zlote cerkwie Podlasia



Dwie godziny drogi od Warszawy można spotkać...prawdziwe łosie! Muszę przyznać, że wyglądają jak powiększone pluszaki. Niestety nie mam zdjęcia łosia, z łosiami jest chyba jak z jednorożcami - brakuje solidnej dokumentacji .
Krótki objazd naukowy po Podlasiu dostarcza naprawdę niezapomnianych wrażeń.








Podlasie to wspaniała przyroda, ale też miasteczka, gdzie obok kościoła katolickiego, cerkwi i synagogi jest jeszcze meczet - świątynia tamtejszych Tatarów.
To niewielkie miejscowości dosłownie ozłocone w połowie XVIII wieku zabytkami ufundowanymi przez najmożniejszy ród hetmana Jana Klemensa Branickiego.

To malowniczy Supraśl, podzielony na pół Tykocin , tajemniczy Wierszalin z cerkwią ufundowaną w środku lasu przez miejscowego , samozwańczego proroka !
A dla amatorów sztuki najnowszej jest jeszcze Galeria Arsenał - z prawdziwym arsenałem dzieł współczesnych artystów i ambitnymi wystawami czasowymi.


Krótko mówiąc- wyjątkowo barwny i naprawdę nieznany rejon!

5 kwi 2009

Niedziela Palmowa w Kazimierzu

Pamiętam tylko słoneczne Niedziele Palmowe. Z pewnością i deszczowe niedziele bywały, ale moja pamięć jest wybiórcza. Dzisiejsze święto jest szczególnie piękne. Zwiastuje to oczywiście tłumy na traktach spacerowych. A wśród ulubionych dla tłumów miejsc - jest oczywiście Kazimierz Dolny.

Uwielbiam malowniczość takich uroczysk. Nie ma co protestować, hordy turystów są jej konsekwencją. Teraz spoglądam na miasteczko z odpowiedniej perspektywy i chcę podzielić się z Państwem kilkoma wrażeniami.

Procesja Niedzieli Palmowej do kazimierskiej fary wygladała jak z obrazów Breugla, tyle że w wiosennej aurze !

Przede wszystkim- bardzo podobają mi się tutejsze palmy . Pewnie powstały opracowania etnografów na temat palm w ich regionalnych odmianach. Z palmą jest jak z pisanką - zasada jest ta sama, ale wersji może być bardzo dużo.

Palmy z Kazimierza są malownicze jak samo miasto. Mają w sobie zarówno skromność jak i przepych. Skromność- bo rośliny , które w misternym ułożeniu się na palmę składają wystepują prawie wszedzie. Las, i łąka wystarczą , by dostarczyć materiałów na porządną, zgodnie z lokalną sztuką wykonaną palmę. Przepych - bo różnorodnośc dodatków- wiotkich traw, gałązek bukszpanu, ziół w całości wygląda dość pokaźnie. Złote kłosy wplecione w palmy mają tu , w Kazimierzu , szczególne znaczenie. Kiedy myślę- złoty wiek Rzeczpospolitej - wyobrażam sobie wypełnione zbożem spichlerze Kazimierza. To dzięki temu bogactwu stanęła tu na wzgórzu w XVI wieku wspaniała świątynia farna wypełniona znakomitymi dziełami sztuki!

Co ciekawe- w tym roku chyba po raz pierwszy zobaczylam ortodoksyjne wersje palm. Kilka osób pojawiło się z gałązkami wierzby. A to właśnie najdawniej, tradycyjnie wierzba, symbol nieśmiertelności i Zmartwychwstania była w Polsce od średniowiecza święcona. Gałązka, ułamana jeszcze w Środę Popielcową powinna być trzymana w wodzie, a wówczas- w Niedzielę Palmową z pewnością wypuściłaby już pąki!

Nie wiem jeszcze w jakiej formie, ale zobowiązuję się , że w przyszłym roku palmę przygotuję samodzielnie!

Proszę Państwa, pamiętam, że piszę blog o sztuce, więc przypomnę , że to w Kazimierzu możecie Państwo napić się kawy w bezpośrednim sąsiedztwie murale Franciszka Starowieyskiego ! Gdzie? Proszę sprawdzić na miejscu!

4 kwi 2009

Notatki z Rzymu




Od kilku dni mieszkam w hotelu Emmaus.  Czuję się w drodze dokądś. Hotel jest położony w takim miejscu, że kiedy zasypiam czuję, że stopami dotykam jeszcze Rzymu, ale głową jestem już w Watykanie. Czuję bliskość Jana Pawla II. To mocne odczucie, zwłaszcza w tych dniach przywołujących odchodzenie Ojca Świętego cztery lata temu, tuż przed Wielkanocą. Wtedy też byłam na Placu Świętego Piotra.

Spedziłam właśnie kilka godzin w Muzeach Watykańskich. Chłonęłam wzrokiem to, co zebrały tu wieki. Kilka olśnień -to bozzetta Gian Battisty Berniniego, pasyjne obrazy Chagalla ( mało kto jak on, przechrzczony Żyd oddał piękno i gorycz historii Zbawienia ). Wrażenie robi na mnie też Dame du Vatican z Antinoe z XII wieku przed Chrystusem i Tors Belwederski- fragment antycznej rzeźby, która inspirowała Michała Anioła.



Do Stanzy Rafaella wracałam kilka razy, wbrew restrykcyjnym zaleceniom strzałek wskazujacych kierunek zwiedzania. Sprawdzałam jaki jest efekt, kiedy najpierw wchodzę do Stanzy Konstantyna, a jaki - jeśli zaczynam od pierwszej realizacji Rafaela , Stanzy della Segnatura , gdzie - jak nigdzie indziej - można poczuć młodzieńczy wdzięk i renesansową doskonałość sztuki Rafaella. Stanze Konstantyna , choć wszystko wydaje się poprawne , nia mają tego blasku. Rafael nie zdążyl ich namalować, zmarł niespodziewanie w wieku 37 lat, a dokończenia dzieła podjęli się artyści z jego warsztatu. Najwyraźniej onieśmieleni nagłą nieobecnością mistrza. Giulio Romano, z którym malował Rafeal był przecież wielkim, samodzielnym malarzem. Może przez te freski przenika po prostu głęboki żal, żaloba po odejściu tego , który spoczął w Panteonie. Kiedy Rafaello umarł , kardynał Bembo napisał , że oto natura przestraszyla się, że i ona nie jest nieśmiertelna.

Kaplica Sykstyńska nigdy nie znała chyba takiego oblężenia jak współcześnie. Sceny z wnętrza czasami kojarzą się odrobinę ( może z przesadą) z tym co przedstawione jest po prawej stronie najpóźniejszego fresku, wśród przeklętych w scenie Sądu Ostatecznego. Zwiedzający musi więc znaleźć swój sposób na chwilę wyciszenia, której wymaga arcydzieło.


A jakie wystawy można teraz zobaczyć w Rzymie?

Monumento Vittorio Emanuele, ochrzczony przez aliantów jako tort weselny, wielki, zdobny tort z kwadrygą w zwieńczeniu polożony jest przy Piazza Venezia. Swoją zdobnością zdyskredytował renesansowy, harmonijny budynek Palazzo Venezia. To pomnik poświęcony jedności Włoch. Może dlatego pokazują tu teraz wystawę pierwszego prawdziwie włoskiego artysty, tego, którego nazwisko otwiera grube woluminy spisanej historii sztuki- Giotta.

Wielki Giotto di Bondone to artysta, o którym u otwarcia quattrocento napisał Cennino Cennini , że przetłumaczył sztukę bizantyjską na język Zachodu. Giotto zostawił swoje realizacje od Asyżu po Neapol. Znaczące jest to, że najmniej Giotta można zobaczyć w Rzymie. To o nim opowiada Vasari piekną anegdotę o chłopcu rysującym patykiem na ziemi owce, drzewa, góry. Sztuka Giotta była pierwszą , która miała zasygnalizować nowożytność. Choć żył w pełnym średniowieczu, myślał już renesansem. Ustawiał swoje sceny na złotym tle, ale budował już przestrzeń , usadawiając Madonnę na marmurowym tronie, czy nadając światłem woluminu jej sukni.

W Scuderie al Quirinale - inna znacząca wystawa - historia futuryzmu. Obok ważnych, włoskich artystów, za których sprawą zrodził się ten ruch, bedący bodaj ostatnim momentem, gdy Włosi wyznaczali kierunki dla sztuki awangardowej, mozna zobaczyć słynny "Akt schodzący po schodach" Duchampa.

I jeszcze jeden przeskok czasowy - tym razem ku antykowi: to wystawa Divus Vespasianus, poświęcona Wespazjanowi, dobrze zapisanemu w pamięci Rzymu cesarzowi z ludu. Jedna z odsłon tej wystawy jest w Colosseum, gdzie -tak a propos- na arenie zakwitły niezapominajki! Po drodze na tę wystawę, korzystając z metody "jump in- jump out" zatrzymałam się na chwilę przy grupie turystów. Słuchali przemiłej przewodniczki o dziwnym imieniu Fe. Fe opowiadała o historii Rzymu antycznego, a miała przy tym tyle entuzjazmu, że gdyby to zależało od niej Cesarstwo Rzymskie nigdy by nie upadło!