29 mar 2009

Wiosna w Rzymie

W Rzymie przy kolumnie Trajana zakwitły drzewa laurowe!
Powroty do tego miasta są zawsze jak dar od losu, czasem dość łatwy do osiągnięcia, ale i tak zawsze bardzo doceniany. Do Rzymu wracam tak często jak mogę. I zawsze, coraz bardziej jest to świadoma wędrówka do źródła, jak o Italii napisał poeta.


Warto w Rzymie nie poddawać się presji czasu, bo jest tu ona wyjątkowo złudna. Im szybciej, im więcej, tym mniej zobaczymy. Oko musi opatrzyć się z rzymskimi mirabiliami, wzrok musi objąć arcydzieła, trzeba zżyć z ich blaskiem i koloraturą. Wyostrzyć na detal i potem znów objąć całość.

Turyści z rozbieganym wzrokiem mają niełatwe zadanie. Pomocy szukają u przewodnika, na kartach książek. Rzym w 10 punktach, Rzym w trzy dni, Rzym - kompletny. To złudne, bo nie ma Rzymu kompletnego. Nie starczy życia dla Rzymu . Nawet najbardziej wierny czytelnik idący ulica po ulicy ścieżką wyznaczoną przez autorów może być oderwany od swojej trasy niespodziewanym promieniem słońca, zmylić go mogą malownicze kamienice obrośnięte bluszczem, przyciągnąć kawiarenka ulokowana przy słonecznej piazzy. Dlatego bardziej wierzę w metodę Herberta niż Bedekera. Pierwsza w prawo, druga w lewo , znów w prawo. Dać się prowadzić miastu, zaczarować jego zaułkom, poddać topografii wbrew logice przewodnikowej. Najpierw poczuć , że traci się czas, a potem zatracić się w tym traceniu. Zrezygnować z kartografii na rzecz praktyki terenowej.

To bardzo rozważne, bo idąc szlakiem przewodnikowym w mieście takim jak Rzym zawsze ryzykujemy, że skrzętnie przemyślana droga : siedem godzin przez Rzym barokowy lub trzy przez antyczny niespodziewanie zostanie zamknięta przez roboty publiczne, strajk czy wykopaliska archeologiczne, a wtedy plan dnia, a przynajmniej chwili pryska jak bańka mydlana, okazuje się utopią , idealną ,ale nie do pogodzenia z żywą substancją miasta.

Rzym ciągle zwodzi swoich gości. Po dwóch , trzech dniach turysta zaczyna wierzyć, że zna miasto i potrafi się po nim poruszać. Ale znów, wąska uliczka, niespodziewany plac , kręty vicolo i trafiamy w miejsce, którego w żaden sposób się nie spodziewaliśmy. To zresztą bardzo użyteczne. Ile razy, zwiedziona odległością na mapie rezygnowałam z dotarcia do jakiegoś miejsca, a potem byłam tam doprowadzana przygodnie, przy okazji spaceru, idąc bez celu plątaniną ulic. Tak dotarłam do tempietto di Bramante ( świadomie nigdy nie podjęłabym się wędrówki tak bardzo pod górę ) , tak trafiam na freski Pinturicchia , tak odkryłam wspaniałe, panoramiczne tarasy na jednym z siedmiu wzgórz .

I takie właśnie powinno być poznawanie Rzymu, spontaniczne i nieśpieszne. Pozdrawiam Państwa z miasta, gdzie już wiosna!


P.S. Tym razem towarzyszyła mi wyjątkowa okazja - wystawa malarstwa Marka Okrassy oraz mojego ( tryptyk namalowany a vista i zadedykowany dla Giotta ). Wystawę pokazano w XVII wiecznej architekturze w pięknych, rozkwitających na wiosnę ogrodach Villa Doria Pamphilj. Powracam po spotkaniu z włoską publicznością i z nagrodą otrzymaną pod patronatem miasta Rzym. Z tych wrażeń muszę jeszcze chwilę ochłonąć , ale teraz chcę podzielić się z Państwem notatkami z podróży.















Uzupełnienia, 7 kwietnia 2009


Myśli Polaków skierowane są teraz na miasto Aquila. Po włosku ta nazwa oznacza orła, bo wybudowano je na planie przypominającym właśnie kształt tego królewskiego symbolu. Pozostając w smutku wobec tragedii z ostatniej niedzieli, trochę patetycznie, ale z wiarą powiem, że mam nadzieję, że miasto to jak orzeł znów wzniesie się ku górze.










Wracając- choć myślami do Rzymu, przesyłam fotografie z wystawy w Ogrodach Dorii Pamphilj. Zdjęć jest niewiele - mój aparat fotograficzny doświadczył chyba syndromu Stendhala. Dla mnie to może lepiej- zapewniam Państwa, że dobrze jest uważniej i bez obiektywu aparatu popatrzeć na mirabilia Rzymu. Po prostu widać więcej!













Ma zdjęciach: Ogrody Doria Pamphilj Dyplom uznania dla Marka Okrassy Mój dyplom

20 mar 2009

Ikony w Muzeum Archidiecezjalnym

MUZEUM ARCHIDIECEZJALNE
WE WROCŁAWIU
zaprasza na otwarcie wystawy malarstwa
MARLENY NIZIO

od 25 marca 2009
Muzeum Archidiecezjalne, Pl. Katedralny 16

Czym jest ikona dziś? To pytanie, na które próbę odpowiedzi stanowi twórczość Marleny Nizio.

Malarstwo Marleny Nizio wyrasta z tradycji wielowiekowej. Polski obszar kulturowy to wciąż istniejąca przestrzeń zetknięcia się Wschodu i Zachodu. Ta wyjątkowość terytorialna sprawia, że sztuka rodzimych artystów zakorzeniona w sakralnej malarskiej tradycji staje się szczególnie chłonnym nośnikiem znaczeń. Dowodem na to jest twórczość profesora Jerzego Nowosielskiego , malarza ale i teologa , artysty , który literalnie na powierzchni obrazu połączył dwa najważniejsze źródła sztuki sakralnej europejskiej , zestawił spuściznę Giotta i bizantystów. Marlena Nizio wywodzi się z kręgu profesora Nowosielskiego. Studiowała w prowadzonej przez niego pracowni na Akademii Sztuk Pięknych.

Ślad Mistrza pozostaje obecny w jej twórczości , jest jak świadectwo wierności pewnym założeniom. A głównym z tych postulatów jest poszukiwanie malarskiej prawdy . Ta prawda to przekaz treści ikonograficznej transponowany na malarski język artystki. Elementy tego języka to surowość, hieratyczność, uproszczenie , powiedziałabym zuchwałość koloru.

W malarstwie Marleny Nizio jest szczery entuzjazm, jest zachwyt , jest i trwoga. To całe spektrum odczuć właściwych tak religijnemu przeżywaniu jak i spotkaniu ze sztuką. Autorka nasyca swoje obrazy własnym kolorytem , nadaje im własną osobowość, której główną cechą jest umiejętność zachwytu. Ta zdolność wyrasta z wrażliwości, polega na dostrzeżeniu piękna, nazwaniu go własnym – malarskim językiem i pokazania go innym.

Sprawa formy dotyczy odwiecznego zadania artysty jakim jest poszukiwanie piękna. To piękno jest w obrazach Marleny Nizio niebanalne. Nie polega na doskonałości , ale wyrasta z prawdy. Stąd w malarstwie artystki spontaniczność gestu malarskiego, stąd ślady pędzla zamiast akademickiego fini , stąd śmiały , szeroki dukt pędzla skrótowo traktującego przedstawienia.

Obrazy Marleny Nizio powstają jak wotum , z frenetycznego zachwytu nad tematem. W swoich ikonach artystka przekłada na współczesny sposób obrazowania temat wielowiekowy. Współczesną formą ożywia i tłumaczy treść. Artystka odważnie staje w rzędzie pracowitych „pisacieli” ikon zapoczątkowanym według tradycji przez Świętego Łukasza Ewangelistę.

Stając przed świętymi Wizerunkami, jak szczególnie dla autorki ważnym obrazie Chrystusa otrzymujemy moment wniknięcia w tajemnicę ewangeliczną. Dla wrażliwego odbiorcy to moment Spotkania , gdy odbiór sztuki traci swój charakter chłodnej analizy zyskując szansę stania się natchnioną modlitwą. Bo, jak napisał Norwid piękno to „kształt miłości” która ma moc zbawienia.
Justyna Napiórkowska


Wiosna w ogrodach



Przed naszą warszawską Galerią zakwitły juz krokusy. Kalendarz zobowiązuje, więc teoretycznie jutro już definitywnie powinniśmy poczuć zapach wiosny. Wiosenne odradzanie się i wyjście z monochromatycznej aury najpiękniej ujawnia się w ogrodach. Stanowi inspirację dla artystów.





W 1482 roku Sandro Botticelli namalował obraz do letniej villi di Castanello należącej do Lorenza i Giovanniego di Perifrancesco. Primavera jest prawdziwie wiosenna w każdym fragmencie płótna.

Miękka linia, liryczny nastrój, oniryczny charakter- to wszystko jest jak tchnienie wiosny. Z ust dotkniętej przez Zefira nimfy Chloris wyrastają zielone, kwitnące pędy. Leśna murawa, na której rozgrywa się scena z udziałem trzech Gracji pokryta jest dywanem kwiatów. Botticelli poczynił wnikliwe studia botaniczne - specjaliści rozpoznają na tym obrazie nawet sześćdziesiąt gatunków roślin. To prawdziwy hołd złożony naturze , z podziwem dla jej wiosennej mocy, która jak magnez wyciąga z szarej ziemi zielone pędy roślin.

Wiosna w naszej Galerii rozpoczyna się ekspozycją w ogrodach i to wyjątkowych. Prace między innymi Marka Okrassy będą pokazywane już wkrótce w Giardini di Villa Doria Pamphilj.
Ale o tym napiszę dla Państwa z Rzymu.

12 mar 2009

Ranking Rzeczpospolitej

Co jakiś czas publikowane są różne rankingi sztuki. Kilka dni temu ranking najbardziej obiecujących artystów wzorowany na niemieckim Kunstkompassie ukazał się w Rzeczpospolitej. Pierwsze nazwiska na liście - to Kantor, Abakanowicz, Nowosielski.

Rankingi pozwalają na szybki- choć pobieżny przegląd nazwisk, z których niektóre są opromienione jaśniejszym światłem recenzujących w towarzyszących rankingom komentarzach. Umożliwiają zaciekawionym czytelnikom przyswojenie kilku haseł - nazwisk twórców, o których warto wiedzieć i mówić.

Z rankingami jest trochę tak jak z konkursami piękności. Zawsze pozostają w pewnym stopniu subiektywne. W tym przypadku wszystko zależy od założonego sposobu zbierania danych.

Rankingi są pożyteczne. Laikowi -dają dostęp do wiedzy, a jak wiadomo, w przypadku rynku sztuki istnieje to co socjologowie sztuki określili jako asymetrię informacji. Wiedza fachowa jest niedostępna. Istnieje krąg initieés- tych którzy informacje posiadają- krytyków, kuratorów, marszandów , artystów ( właśnie w takiej kolejności ). Kolekcjonerzy to ci , którzy do tego kręgu aspirują. Jednak kształtowanie ich wiedzy, to nie tyko doroczna lektura rankingów, to także wizyty na wystawach, prasa poświęcona sztuce , śledzenie bieżących wydarzeń. Rankingi są tylko uzupełnieniem tego wszystkiego. Dobrze, kiedy potwierdzają naszą wiedzę.

Co z miarodajnością rankingu Rzeczpospolitej? Myślę, że stanowi dobre, skrótowe vademecum - kompendium, które chce prowadzić czytelnika. Jeszcze lepiej natomiast, gdy czytelnik spojrzy na wyniki rankingu przez pryzmat swojej wiedzy. Wtedy powstanie pytanie, dlaczego w rankingu nieobecni są ...Wielcy Nieobecni? Dotyczy to profesora Józefa Szajny , profesora Jana Szancenbacha, profesora Jana Cybisa. Nazwiska wybitnych twórców kultury , których znać powinni licealiści. Odpowiedź jest prosta. Po prostu na rynku niewiele jest prac tych Artystów. Co nie oznacza , że nie mają one obiecującej wartości rynkowej, wręcz przeciwnie!

10 mar 2009

Profesor Zbylut Grzywacz


Profesor Zbylut Grzywacz

"Rzeczą sztuki jest stawać wobec życia, zdawać z niego rachunek." To słowa Zbyluta Grzywacza, artysty, który znakomicie realizował to motto w swojej twórczości, jednak - do czasu. W latach osiemdziesiątych bowiem nastąpiło przewartościowanie w poglądach profesora Grzywacza. Jak sam artysta stwierdził , przestał służyć malarstwem, zaczął służyć malarstwu.

Monograficzna wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie w piątą rocznicę śmierci artysty przypomina jego postać twórcy , którego sztuka zapisała się zarówno jako przekaz zaangażowania artysty, ale w późniejszym okresie - jako twórczość uwolniona od swych społecznych powinności.

Wspominam galeryjne spotkania z profesorem – kiedy podróżował z Krakowa przez Warszawę nad morze. Opowiadał wtedy o swojej wyjątkowej pasji do kamieni. Miał ich wspaniałą- prawdopodobnie unikatową w Polsce kolekcję. O malarstwie mówił w tych rozmowach znacznie mniej, jakby ciszej. Malarstwo było samodzielne.

Największy rozgłos towarzyszył Zbylutowi Grzywaczowi gdy w 1966 roku wraz z Leszkiem Sobockim, Maciejem Bieniaszem i Jackiem Waltosiem założył w Krakowie Grupę Wprost. Grupa przetrwała 20 obfitujących w ważne wydarzenia lat. Potem autor coraz bardziej wycofywał się z czynnego, publicystycznego malarstwa na rzecz sztuki wolnej od społecznych zobowiązań.

Dzisiaj należy chyba do twórców odrobinę zapomnianych. Dlatego ważne jest przypomnienie przygotowane przez krakowskie muzeum.

Zbylut Grzywacz (1939-2004)
Muzeum Narodowe w Krakowie
do 31 maja 2009



6 mar 2009

Piękno nagości na Zamku w Poznaniu


W Poznaniu od dziś można zachwycać się pięknem nagości w malarskiej interpretacji najwybitniejszych artystów polskich. Wystawa obejmuje koniec wieku XIX i XX-ste stulecie.

Akt w sztuce - to temat odwieczny. Niegdyś był nośnikiem symbolicznych treści . Tak było w przypadku Wenus z Willendorfu, odnoszącej się do kultu płodności.
Średniowiecze negowało cielesność, ale renesans ukazał je w pełnym splendorze, w scenach biblijnych i mitologicznych. Zrodzony we Włoszech i rozwinięty we Francji system akademicki umieścił akt wśród niezależnych tematów i obowiązkowych wątków programu kształcenia.

Wiek XIX i XX, czas awangard - to tło dla ewolucji formy w malarstwie. Monotematyczna ekspozycja pozwala zobaczyć te przemiany w syntetycznym ujęciu.
Piękno i jego kanony ewoluowało. Dzięki poznańskiej wystawie można je zobaczyć przez pryzmat sztuki Jacka Malczewskiego, Władysława Podkowińskiego, Bolesława Cybisa, Eugeniusza Eibischa, Jerzego Nowosielskiego.

Jerzy Nowosielski, Narzeczona pianisty ze zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu

2 mar 2009

Zakopiańskie impresje

W Zakopenem turysta łaknący kontaktu z prawdziwą , góralską kulturą może być początkowo zawiedziony. Mnie udało się podczas narciarskiego wyjazdu zaczerpnąć odrobinę cudownej, ludowej atmosfery. Okazało się, że wystarczy zboczyć z Krupówek, by trafić w samo serce góralskiej ludowości. To poza szlakami Zakopane odsłania swoją prawdziwą moc tkwiącą we wspaniałej, góralskiej architekturze.

Miałam niezwykłą okazję odwiedzić Panią Ewelinę Pęksową , słynną malarkę ludową. Spotkanie z nią to było wkroczenie do innego świata. Jej zakopiański dom jest jak szkatułka wypełniona barwnymi obrazami na szkle. Wstępując tam wkracza się do świata wyobraźni malarki. To wyobraźnia kształtowana przeżyciem religijnym, opierająca się na tradycyjnej chrześcijańskiej ikonografii, ale i redagująca tę ikonografię po swojemu. W tradycyjnych przedstawieniach piety czy scen ukrzyżowania pojawiają się elementy zaczerpnięte z kultury ludowej – jak w obrazie Pobożne muzykowanie z 1972 roku, gdzie Matce Boskiej z Dzieciątkiem przygrywa kapela góralska. To sztuka negująca tradycyjne postrzeganie twórczości ludowej jako banalnej i nieokrzesanej. Wręcz przeciwnie, w każdym z obrazów przekaz emocjonalny jest tak silny, tak szczery, jak rzadko kiedy w przypadku malarzy profesjonalnych.

Malarstwo ludowe, sztuka zwana naiwną to twórczość cechująca się wyjątkową wrażliwością. Pojawiające się niekiedy niedostatki warsztatowe czy bardziej lub mniej zamierzona surowość równoważone są tkliwym i emocjonalnym ujęciem tematu. A całość- po prostu chwyta za serce i unosi !